Wspomnienia

Anna Przybylska

13 października 2014

Jesteśmy na Santorini. Cieszymy się pierwszą rocznicą ślubu. Naszą radość gasi śmierć Ani Przybylskiej. Znak, że śmiertelnie zachorować może każdy, w każdym momencie. Bogaty, biedny, znany, nieznany, nałogowiec i weganin, sportowiec, młody, stary, ten co się regularnie bada i ten co nie bada się wcale. Znaczyłoby to, że zachorować i umrzeć to w sumie normalna sprawa. W obliczu tego, każdy zdrowy dzień to dar nie do przecenienia. Mógł nas ogarnąć nieprzejednany żal, bo młoda matka małych dzieci, bo taka fajna, pozytywna osoba, dla wielu ideał kobiecości. Dajmy sobie prawo do tego smutku. Zróbmy miejsce na te emocje. Przegadajmy je z przyjacielem, partnerem. Wypłaczmy. Przemyślmy. Wykrzyczmy na łące jeśli czujemy taką potrzebę. Wybiegajmy. Żałoba, nawet po kimś nam bliskim jedynie z ekranu, ma prawo zaistnieć. Jej długość nie powinna być określana żadnymi standardami psychiatrii, które z roku na rok ulegają zmianie. Jest tak indywidualną sprawą jak rodzaj osobowości jaki mamy. Teraz wszystko trzeba sklasyfikować i ustalić standardy, do których dopasowują każdego. Jak się sam nie dopasujesz do standardu „zdrowiej” żałoby, która powinna trwać, według wytycznych medycznych max. dwa tygodnie, to ci psychiatra lub farmaceuta pomoże odpowiednim zestawem „witamin”.  Masakra jakaś i chce się krzyczeć „ratunku!”. Bo kiedyś ludzie byli bardziej wyczuleni na przeżywanie emocji, a nie ich zajadanie, zapijanie i zakrywanie innymi nałogami. Mógł nas ogarnąć nieprzejednany strach. O matko, to ja tu się tak staram żyć dobrze i też mogę zachorować i umrzeć niespodziewanie? To, pomimo diety bezcukrowo-bezlaktozowo-bezglutenowej, picia 3 litrów zdrowej wody niegazowanej, psychoterapii odkodowującej złe kody podświadomości, religijnego odrodzenia, wyprostowanych ścieżek, ja też mogę najzwyczajniej w świecie, niespodziewanie umrzeć? To po co ja się tak staram? To, to wszystko jest zupełnie bez sensu i strata mojego cennego czasu, bo to wszystko kosztuje mnie tyle pracy i zachodu… a tu Bóg i tak da mi w nagrodę najbardziej złośliwe raczydło. No właśnie nie wiem jak to jest. Na ile, zdrowym trybem życia, możemy się ustrzec przed tymi chorobami? Ania pisała kiedyś, że się bardzo dużo stresowała i był czas w jej życiu, kiedy miała dużo negatywnych myśli w sobie. Czy to wystarczyło? Przecież nie sposób ogarnąć się zupełnie: fizycznie, psychicznie, duchowo i wyłączyć wszystkie stresory.  A może właśnie należy dążyć do tej doskonałości i najwyższej harmonii w sobie, bo mamy jeszcze na to czas? Ja jestem na etapie rozkodowywania kodu strachu, który został we mnie zakodowany dawno temu. Ten kod powodował, że całe życie walczyłam, aby zapewnić sobie poczucie bezpieczeństwa. Niekończące się bitwy z każdym napotkanym na mojej drodze wrogiem, a wrogiem może okazać się każdy. Każdy może mnie oszukać, wykorzystać, skrzywdzić, zranić. Lepiej więc jak pierwsza będę atakować, trzymać się na baczność, bronić swoich pozycji i swoich zdobyczy. Od świtu do nocy i podczas niespokojnego snu. Bo świat jest niebezpieczny. Ludzie toczą wojny, gwałcą, okradają, oszukują na każdym kroku, wykorzystują naiwnych ludzi na pierwszych stronach dzienników, w każdych wiadomościach. Koncerny farmaceutyczne straszą tysiącami potencjalnych chorób, których trzeba się bać, a żeby się nie bać to trzeba zażywać tony chemicznych substancji sprzedawanych przez te koncerny „dla zdrowia” ludzkości. Otwierasz gazetę z modą, a tu artykuł, wyjaśniający przyczyny zdrad i wynika z niego, że się kwalifikujesz zarówno na zdradzaną jak i na zdradzającą. Boisz się obu sytuacji tak samo mocno, bo wydawało ci się, że kochasz i jesteś kochana, ale przecież dziś nigdy nic nie wiadomo. Sobie nie należy wierzyć, a co dopiero „obcemu”, który zdeklarował całe życie do śmierci. Kto w ogóle jeszcze wierzy w takie bajkowe przysięgi? W tej samej gazecie najnowsze, niezbędne wyznaczniki statusu społecznego i jak nie będziesz ich mieć to szef pomyśleć może, że nie jesteś nic warta. Codziennie obawiasz się biedy po prostu, bo co to będzie bez stałej pensji? Strach się nie bać niczego, bo może psychiczna już jesteś, bo przecież każdy normalny człowiek się czegoś boi i dziś nie można czuć się bezpiecznie. A ja przestałam w to wierzyć. Zrozumiałam tę iluzję dzięki wielu „aniołom prawdy” i po prostu przestałam w nią wierzyć. Chcę naprawić moje postrzeganie tego świata i mojego życia. Chcę czuć się bezpieczna i chcę przestać walczyć. Na pewno na początek warto przeczytać serię Beaty Pawlikowskiej. To dobry elementarz, żeby zacząć uczyć się nowej geografii, biologii i fizyki twojego umysłu i otaczającego świata. On jest po prostu taki jaki nasza podświadomość pozwala nam zobaczyć, na podstawie wszystkich kodów podświadomości, które zostały w nas zapisane od dnia narodzin. Przez te kody postrzegamy rzeczywistość dookoła nas. Dlatego ten sam zielony las dla jednych będzie oazą natury, ciszy i relaksu, a dla drugich ten las będzie siedliskiem kleszczy, komarów, i wrzeszczącego ptactwa.

Dobiega końca nasz urlop w Grecji. Ateny to wybuchowa mieszanka wandalizmu, biedy i starożytnego piękna. Aż nie do wiary, że kraj mający tak wspaniałą przeszłość i tak wiele do zaoferowania znajduje się w stadium rozkładu. Przeczytałam ostatnio bardzo ciekawy artykuł nawiązujący pośrednio do tematu piękna w naszym codziennym otoczeniu. Autor porównuje miejscowości wzdłuż granicy polsko-niemieckiej. Dbałość o czystość, estetykę architektury i piękno ulic zwyczajnych miasteczek jak ręką odjął po stronie polskiej. Weźmy na przykład taki Gubin / Guben. Ten sam potencjał, zupełnie inna rzeczywistość. Jakimś cudem Niemcy rozumieją, że w zadbanej przestrzeni żyje się lepiej. To zostało potwierdzone naukowo. Dlatego sadzą kwiaty w donicach na parapetach. Dbają o elewacje budynków i trawniki przed domem. Sami z siebie. Bez oglądania się na burmistrza i radę miasta, bez oczekiwania na fundusz gminy. Działają na własnym terenie, wychodząc z założenia, że spacer po zadbanej ulicy wzdłuż zadbanych ogródków przyniesie korzyść wszystkim mieszkańcom i przejeżdżającym gościom. Podoba mi się bardzo ten estetyczny altruizm, którego również w Grecji bardzo brakuje. Nie rozumiem jak można namalować graffiti na kolumnach antycznej świątyni, która przetrwała do naszych czasów? Budowli, która przyciąga do twojego miasta tysiące turystów dających pracę na pewno komuś w twojej rodzinie lub w gronie znajomych. Świadome niszczenie tego dziedzictwa jest największą formą egoizmu i bezmyślności. W drodze na Akropolis całe uliczki są zamalowane. Plaka, dla mnie jedna z najpiękniejszych dzielnic stolicy, kiedyś z pewnością prominenta i urocza, dziś jest jedną wielką galerią graficiarzy odstraszającą ruinami opuszczonych domów. Jaki inwestor wyda 2 mln euro na zakup i kolejny 1 mln euro na renowację tutaj czegokolwiek, jak strach w nocy zostać w tej okolicy? I to wszystko dzieje się w drodze do Akropolis, zapierającego dech w piersiach swoim starożytnym rozmachem i pięknem. Wracając na własne podwórko, nie rozumiem już mentalności Polaków z małych miasteczek jak moje. Dlaczego tak trudno doprowadzić do porządku ogród, na który codziennie patrzy przez płot sąsiadka pijąca kawę na swoim balkonie, który akurat wychodzi na tę samą stronę? Jeśli ci nie przeszkadza chaos i syf wizualny, dlaczego nie weźmiesz pod uwagę tej sąsiadki i faktu, że może jej ta kawa smakowałaby lepiej z widokiem na czystą przestrzeń? Dlaczego tak niewiele w naszym otoczeniu myślimy o innych? Zadbajmy tak jak Niemcy o nasze klatki schodowe, trawniki, płoty i elewacje. Naprawdę nie kosztuje to wiele. Protestujmy, jak firma drogowa obcina połowę drzewa w całym szpalerze rosnącym od lat przy remontowanej ulicy. Na mojej ulicy nikt nie zaprotestował i mamy teraz 16 klonów z połową korony, wyglądających tak jak przełupane na pół jabłko. Płakać się chce nad bezmyślnością tych co okaleczyli te drzewa. Gdzie był jakiś nadzór zieleni?  Czy ktoś w ogóle za to odpowiada? Wg Pawlikowskiej, nie ma co szukać winnych na zewnątrz, bo sami odpowiadamy za swoje życie i swoje otoczenie. Mogłam zainteresować się projektem remontu naszej ulicy. Mogłam wyjść i zaprotestować. Za późno włączyłam myślenie. Niemiec pewnie zareagowałby o wiele wcześniej, a ja, Polak mądry po szkodzie. Wracam do Polski pod koniec października. Może namówię rodziców na posprzątanie tego ogrodu i napiję się kawy na balkonie sąsiadki z widokiem na stary sad dziadka.

Brak komentarzy

Zostaw odpowiedź

error: Content is protected !!