Polska

5 LAT PO KATASTROFIE SMOLEŃSKIEJ NADAL NIE WIEM CO SIĘ STAŁO!!!

11 kwietnia 2015

Każdy, kto wskazuje, że po pięciu latach od katastrofy pod Smoleńskiem właściwie nadal nie wiemy, co się tam stało, jest przez część mediów, komentatorów i publiczności natychmiast klasyfikowany jako oszołom, zwolennik „teorii spiskowych” i wstrętny pisowiec. Naprawdę? Nie dajmy się zwariować – pisze Łukasz Warzecha w felietonie WP.

Bogdan Rymanowski zrobił wywiad rzekę z Małgorzatą Wassermann, córką Zbigniewa Wassermanna, posła PiS, jednej z ofiar katastrofy. Książka właśnie się ukazała, nosi tytuł „Zamach na prawdę”. Małgorzata Wassermann jest opanowaną, elegancką młodą kobietą, prawnikiem, właścicielką kancelarii adwokackiej w Krakowie. Prowadzi sprawy, broni klientów, występuje przed sądem. Funkcjonuje w normalnym obiegu. A zarazem z wielką determinacją dąży do wskazania wszystkich wątpliwości i niekonsekwencji w dochodzeniu przyczyn katastrofy. I robi to w książce napisanej wspólnie z Rymanowskim z bezwzględną, brutalną wręcz celnością.

Bogdan Rymanowski z kolei pracuje w TVN, stacji, którą trudno posądzić o sympatię do Antoniego Macierewicza czy Jarosława Kaczyńskiego. Ma dobrą renomę, napisał kilka ciekawych książek, w tym choćby „Ubeka”. W jego „Kawie Na Ławę” występują politycy wszystkich ugrupowań. Jest człowiekiem zrównoważonym, rozsądnym. Zadaje Małgorzacie Wassermann dociekliwe, spokojne pytania, które mogłaby jej zadać każda osoba o otwartym umyśle. Gdy trzeba, wciela się w stanowczego oponenta, aby poznać przeciwne argumenty.

Ani Wassermann, ani Rymanowski nie pasują w żaden sposób do wizerunku zwolennika „teorii spiskowych”, jak chce go pokazać Wojciech Czuchnowski z „Gazety Wyborczej” czy inni członkowie smoleńskiej sekty. Bo trzeba należeć do sekty, aby przy braku podstawowych badań i dowodów już kilka lat temu orzekać jednoznacznie o przyczynie katastrofy. Podczas spotkania promującego „Zamach na prawdę” córka Zbigniewa Wassermanna opisała swoje spotkania z członkami smoleńskiej sekty. Mówiła, że gdy próbuje namówić ich na rozmowę o faktach, o tym, co budzi wątpliwości (jak choćby fakt, że rosyjska telewizja filmowała po katastrofie słynną brzozę bez śladu wbitych w nią fragmentów samolotu), o tym, co wiadomo na pewno, a czego nie wiadomo, o nie wykonanych badaniach czy sekcjach — w odpowiedzi słyszy: „Ja się jakimiś spiskami zajmować nie będę! Ja w żaden zamach nie wierzę!”.

5 lat od katastrofy smoleńskiej

To bardzo charakterystyczna wypowiedź. Po pierwsze dlatego, że zwolennicy rzekomo racjonalnej wersji wydarzeń i przeciwnicy „teorii spiskowych” nie potrafią wejść w rzeczową polemikę. Nie umieją swojego „rozsądnego” sposobu myślenia bronić. Po drugie – że to właśnie w ich przypadku kluczowe jest słowo „wiara”. Nie zbadali wszystkich możliwości, nie pochylili się nad każdą wątpliwością, ale z góry odrzucają część z wariantów. Wierzą w jedno, w drugie nie wierzą. Nie jest to przecież postawa racjonalna, bo katastrof lotniczych nie wyjaśnia się wiarą, ale faktami.

Kto uważa, że wszystkie fakty są znane i bezsprzeczne, zaś polskie państwo zdało egzamin, a zarazem ma umysł na tyle otwarty, żeby poznać inny punkt widzenia, powinien sięgnąć po wywiad Rymanowskiego z Małgorzatą Wassermann. Jednak ostrzegam: jeżeli dotąd żywili państwo przekonanie, że z wyjaśnianiem katastrofy smoleńskiej wszystko jest w porządku, to poczujecie się jak Neo wyrwany z Matrixa przez Morfeusza. Rozumiem doskonale, że to może być przykre, bo takie przebudzenia bywają szokujące i nieprzyjemne. Niektórzy wcale nie chcą być obudzeni, tak jak Cypher we wspomnianym filmie braci Wachowskich. Wielu jest w Polsce takich Cypherów, którzy mówią o tym, że w coś wierzą, a w coś – nie, zaklinają rzeczywistość i zatykają uszy na pojawiające się co chwilę wątpliwości. Nie mogę powiedzieć, żebym miał do nich wszystkich żal. Ja ich nawet rozumiem, bo ich postawa jest zrozumiała z psychologicznego punktu widzenia. Jest też przewidywalną reakcją na natłok dezinformacji — nieustający chaos generowany przez te media, które, jak się zdaje, wcale prawdy nie szukają. Człowiek, który na co dzień polityką się nie interesuje, ma dość, zatyka uszy i nie jest w stanie wchłonąć więcej szumu. To naturalne.

Liczę jednak, że do części spośród nich dotrze mimo wszystko to, co spokojnie relacjonuje Małgorzata Wassermann. Szczególne wrażenie robią jej relacje z tych wydarzeń, do których opinia publiczna nie miała dostępu: z Moskwy, ze spotkań rodzin z premierem Tuskiem. Lektura tych historii dowodzi, że tak naprawdę nie ma dwóch wersji czy dwóch opinii. Ocena działań polskiego państwa jest po obu stronach sporu ta sama: że była to kompletna porażka, klapa, że Rosjanie robili nas w bambuko jak chcieli, że polski rząd sam im na to pozwalał. Mało tego – cieszył się, że został zwolniony z odpowiedzialności za cokolwiek (i taka skandaliczna opinia została wygłoszona przez jednego z jego przedstawicieli).

Zatem obie strony sporu dzieli nie ocena Smoleńska, ale wyłącznie fakt, że jedna strona mówi otwarcie o klęsce, a druga z pełnym wyrachowaniem i hipokryzją jedno mówi głośno, a drugie – prywatnie. Tak jak zaangażowany przez rządzących w pacyfikowanie smoleńskich rodzin ks. Henryk Błaszczyk, który na boku przyznawał, że Polska poniosła w sprawie Smoleńska całkowitą porażkę, a w TVN mówił o znakomitej współpracy z Rosjanami.

I to jest być może najstraszniejsze. Niewielka w sumie elita cyników z pełną świadomością wprowadza w błąd masy ludzi, okłamując ich co do skuteczności polskich działań, a być może i co do ustaleń oraz faktów. A już na pewno co do wniosków, jakie z nich można wyciągnąć. Pamiętamy przecież, jak Ewa Kopacz kłamała, mówiąc o przekopywaniu ziemi na metr w głąb lub o obecności polskich lekarzy w czasie sekcji zwłok.

Powie ktoś, zniechęcony: to polityka. Oczywiście, że polityka. I cóż w tym dziwnego albo złego? Katastrofa smoleńska od początku była głęboko zanurzona w polityce. Polityczna była gra premiera Tuska wokół wizyty prezydenta w Katyniu, polityczna była jego decyzja, aby oddać wszystkie sznurki w tej sprawie Moskwie i polityczne jest słuszne oczekiwanie, że do prawdy może nas zbliżyć tylko zmiana władzy.

Nie wiem, jak Państwo, ale ja jestem po prostu ciekawy, co się naprawdę stało z samolotem prezydenta. Dlatego, że chodzi o moje państwo. O ludzi, którzy pełnili w nim najważniejsze funkcje. O ludzi, spośród których kilkanaście osób znałem osobiście. O relacje mojego państwa z potężnym, wrogim sąsiadem. O motywacje polityków sprawujących władzę, którzy podejmowali zadziwiające, trudne do wytłumaczenia decyzje. Jestem ciekawy, bo to wszystko uważam za ważne. Fakt, że nie przemawiają do mnie oficjalne raporty i tłumaczenia nie czyni mnie oszołomem i fantastą. Ani też zaprzysięgłym zwolennikiem tezy o zamachu — choć nierozsądnie byłoby ją odrzucać. Tu nie ma jakiegoś zero-jedynkowego wyboru. Ktokolwiek tak maluje sytuację, fałszuje rzeczywistość. Ciekawość, stawianie pytań, otwartość na argumenty — to wszystko nie jest radykalne, ale racjonalne. Ujrzymy to jasno, jeżeli tylko odważymy się obudzić i opuścić Matrix.

Brak komentarzy

Zostaw odpowiedź

error: Content is protected !!