Już jestem! Nie było mnie bardzo długo, ale już jestem. Bardzo się stęskniłam za pisaniem i moim blogiem. Przerwa była spowodowana turbulencjami zawodowymi. Od stycznia mamy nowego szefa, który jest mega ignorantem i rozwalił nasz zespół emocjonalnie serwując nam codzienny rollercoaster. Ignoruje nas, a nasze projekty spycha na margines ważności. Spowodowało to drastyczny spadek satysfakcji i zaangażowania. Przychodzę do pracy z odruchem wymiotnym i nie chce mi się podnieść palca, żeby otworzyć maile, nie mówiąc już o stworzeniu jakieś nowej kampanii, czy osiąganiu mega sukcesów. Nic mi się nie chce. Osiem godzin nic nie robienia, w grobowej atmosferze, męczy bardziej niż pracowita harówka z sensem. Po pracy mam doła, że marnuję czas, że to co się dzieje rozwala efekty moich dwóch lat sukcesów i stopuje mnie, a było tak dobrze i wesoło. Nie mam psychicznej siły na życie po pracy. Wracam do domu przybita i mechanicznie coś tam wykonuję. Nie ma mowy o niczym artystycznym, ambitnym, czy fascynującym, bo praca, w której spędzam więcej niż pół życia, przestała mnie zupełnie mnie interesować. Decyzja zapadła. Daję wypowiedzenie pierwszego listopada, pakuję manatki z Dubaju, przenoszę dobytek do Abu Dhabi i pierwszego grudnia wracam na miesiąc do Polski przygotować pierwsze Boże Narodzenie w wyremontowanym domku Babci. Moja przygoda w Dubaju dobiega końca…. ale ma mega optymistyczne zakończenie! Po bardzo krótkiej i bardzo „remontowej” Wielkanocy w Polsce wszystko z remontem jest na bardzo właściwej drodze. Tato znalazł nowe miejsce na swój warsztat i przeprowadził się, kompletnie opróżniając cały teren wokół domu i starą stodołę. Teraz wszystko razem może być zrównane z ziemią i wymurowane w tym samym miejscu od nowa. Dom się powiększy o ogromny salon z kominkiem, aneksem kuchennym i antresolą do spania, z otwartą przestrzenią pod wysokim sufitem, idealnym na trzy metrową choinkę. Nie byłam na Wielkanoc w Polsce 7 lat… To nie była taka Wielkanoc jak powinna, bo za dużo stresu kosztuje nas ten remont, ale nie ma zwycięstwa bez bitwy. Najważniejsze, że ekipa wie co ma robić, sprawy papierkowe udało się załatwić. Nie martwimy się wciąż nieprawidłową linią zabudowy, bo i bez dodatkowej dobudowy mamy co remontować i miejsca powinno teraz już dla wszystkich wystarczyć. Do października powinno być skończone !!! : ) W sierpniu zrobię kontrolną wizytację i wiem, że będę już mieszkać u babci, z nową łazienką i kompletnie ukończoną częścią domu. Nie mogę doczekać się zakupów w Ikei hahaha i zobaczenia na własne oczy tego, co na razie jest posklejanymi zdjęciami na kartkach papieru, wycinkami materiałów, skrawkami tapet, wzorów, kamieni. Na telefonie, na skypie, na mailu projektuję ten dom kawałek po kawałku, większość elementów wybierając z internetu, wierząc, że wszystko się razem nie pozagryza, a wręcz przeciwnie, stworzy harmonijną całość ze skandynawską duszą, przystosowaną do polskich warunków. Od stycznia bezrobotna, po miesięcznej przerwie rekonwalescencyjnej w kraju, będę gotowa na Nowy Rok i nowy rozdział mojego życia w Abu Dhabi z człowiekiem, którego kocham nad życie i którego pragnę w tym roku poślubić podczas skromnej, romantycznej ceremonii w cerkwi na Santorini. W maju będą dwa cudowne lata naszej znajomości, miłości i dojrzewania do życia razem. To będzie nasz trzeci tango festival, bo dzięki tangu było nam dane się spotkać. Życie na odległość miedzy Dubajem a Abu Dhabi przestało nam wystarczać, w grudniu kończą się nam umowy na mieszkania, więc jedno musiało podjąć decyzję. Postanowiłam dać szansę nowemu miastu. Zaczynam swój własny biznes więc będę mieć więcej swobody zawodowej i łatwiej mi będzie żyć w AD niż jemu codziennie jeździć do pracy 1.20h bardzo wcześnie rano, a potem wracać późnym wieczorem bez energii na życie. Abu Dhabi to nie to co Dubaj. Nie ma tego standardu i urody. Jest bardziej konserwatywne, stare i zaniedbane, ale to tylko na jakiś czas, bo to chyba nie Emiraty są nam pisane. Oboje chcemy mieć domek z ogrodem i prawdziwych przyjaciół na grillu w sobotę. Będzie trzeba znaleźć ten domek. Na razie szukam hotelu w Santorini, który będzie się nadawał na wesele : ) To jest w sumie obecnie moje główne zajęcie w „pracy”, ale nie poprawia mi to zawodowego nastroju nic a nic, bo więcej byłam w stanie osiągnąć poza pracą, gdy byłam zawalona ciekawymi, ambitnymi projektami zawodowymi. Teraz korzystając z przestrzeni w biurze i organizując sobie wesele nie cieszy mnie to tak bardzo jak powinno, ale byleby do grudnia… : ) Wszystko potoczyło się bardzo szybko, i marazm uczuciowy przemienił się w wulkan miłości po moim powrocie z Wielkanocy. Dużo się działo z remontem, w pracy kicha, trzeba mi wsparcia i obecności, a nie rozmów przez telefon. Więc decyzja była jedna. Do końca roku musimy być razem. Nie chcemy wielkiego wesela, nie chcemy mega stresu i organizacji tego wszystkiego dla innych. Chcemy żeby to był nasz dzień, przeżyty w bliskości i świadomości z garstką najbliższych nam osób, które nas dobrze znają. W dniu naszego ślubu chcemy być przede wszystkim dla siebie i ze sobą. Wybraliśmy Santorini jako kompromis pomiędzy Polską a Libanem. Nie mamy problemu ze znalezieniem na prawosławnym Santorini cerkwi, a atmosfera tego miejsca będzie najwspanialszą dekoracją naszego dnia. Wakacje z najbliższymi połączone z uroczystością ślubną na magicznej, greckiej wyspie. Marzenia się spełniają…. Ten rok jest pełen dynamicznych zmian. Przewraca do góry nogami życie. Odmienia je zaskakującymi zwrotami akcji i nieprzewidzianymi wydarzeniami. Taki jest dla mnie ten 2013. I mija bardzo szybko. Już kwiecień, już wiosna, już tyle się wydarzyło, a jeszcze wszystko przed nami ! Po rewolucji nastanie czas pokoju, stabilizacji, relaksu i cieszenia się wspaniałymi rezultatami tego przewrotu. Tak czuję. Odkąd dzielę życie z tym najważniejszym na świecie człowiekiem, niczego się nie boję, nic nie jest w stanie mnie przestraszyć czy zranić do głębi, bo wiem kim jestem dla niego i dla siebie. Moja wartość rozkwita na nowo.
Brak komentarzy