Dziś jest mój ostatni dzień w sklepie Catherine Malandrino, w największym na świecie Mallu. Po-urodzinowych zawirowań ciąg dalszy 🙂 w prezencie urodzinowym dostałam nie tylko miłość, ale i nową pracę…
Otwierałam ten sklep rok i 7 miesięcy temu. Był on dla mnie przepustką do tej bajkowej, dubajskiej krainy. Przeszłam i przetrwałam w nim prawdziwe tornada związane głównie z arabską mentalnością i lenistwem… doprowadziłam do zwolnienia szefa w 2 miesiące od otwarcia, ale najważniejsze, że przetrwałam, odrobiłam lekcje, wyciągnęłam wnioski. I gdy na horyzoncie widniała praca dla ministerstwa sportu, a w moim biurku rezygnacja z obecnego stanowiska… zaczęło się upalne lato, ministrowie-sheikhowie powyjeżdżali na wakacje, zamieniając pustynny Dubaj na Europejskie Oazy, mój nowy kontrakt utknął gdzieś bez podpisu pomiędzy ich sekretarzami, a moje, wypracowane ciężką, ponieważ bardzo nudną pracą, sukcesy upomniały się w firmie o nagrodę…
Zamiast ja wręczyć szefowej swoje wypowiedzenie, ona wręczyła mi nominację na pozycję Deputy Floor Manager w Bloomingdales. Ostatnim Department Store nie obejmującym jeszcze mojego luxury retail portfolio, po zaliczonych w CV Harrods i Harvey Nichols w Londynie. W czasie oczekiwania na ochłodzenie, powrót Ministra i mój kontrakt w ministerstwie sportu, co stanowi dla mnie priorytet nr 1 dla dalszej kariery w Dubaju, pomyślałam, że to nie głupi pomysł zamknąć doświadczenie w sprzedaży luksusu, na tym amerykańskim sklepie gigancie – instytucji w świecie mojego zawodu. Zawodu sprzedawcy sukienek za min 1500 $…
A dlaczego w planach ministerstwo sportu? Bo przez 12 lat byłam zawodową lekkoatletką… pracowałam w sklepach tylko dla pensji i flexible hours, pozwalających mi uprawiać sport, a że byle gdzie pracować nie będę, to były to zawsze sklepy tzw. luksusowe ; ) Obecnie jednak, po zakończonym zawodowstwie, znów bardzo tęsknię za sportem, którym chce zająć się profesjonalnie. Jest kryzys finansowy na świecie, dzieci umierają z głodu w Afryce i po 8 latach na sklepowych parkietach już nie cierpię sprzedawać tych obłędnie drogich sukienek, tym obłędnie głupim fashion victims…
Dlatego wybiłam z głowy Haiderowi bawełnianą sukienkę Gucci w kolorze czekolady za 800 dolców, pomimo że wyglądałam w niej obłędnie… ;))))))))))))))))))))
Już słyszę glosy krytyki swoich dubajskich koleżanek, że to karygodny błąd sercowy, bo im więcej facet w ciebie zainwestuje, tym mocniejszą, długoterminową będziesz lokatą…. Ha, ha, ha. I serio z reguły to się sprawdza, bo taki jest Dubaj, takie po prostu są jego prawa, ale… po co mi potem stres związany z plamami, praniami, rozciągnięciami takiego cacka jak mi przybędzie nie daj Boziu masy… Zarę, Mango, czy H&M z czystym sumieniem po zużyciu materiału, spokojnie, bez drżenia rąk mogę wywalić i z misją ratowania świata udać się ponownie na shopping, z filozofią ustalonych przedziałów cenowych, które może nie zawołają o pomstę do nieba…
Dziś jest mój ostatni dzień na tym PC :), potem dwa dni wolnego i nowy rozdział…nowy team, nowa bitchy szefowa, bo już wcześniej miałyśmy przyjemność… ha, ha, ha…ale co tam… dam radę…, bo ja zawsze jak kot spadam…w końcu na miękka, zieloną trawę ;))))
Czego i Wam w życiu życzę…
Adieu
Brak komentarzy