Karolina napisała…
„Właśnie odkryłam dlaczego interesują mnie źli faceci. Tylko przy takich wyglądam na dobrą. Przy E. nie za bardzo mi to wychodzi. Nie kontroluję swojej złości przy jego wszechobecnym opanowaniu. Nie kontroluję swoich emocji przy jego opanowanej powierzchowności. Wszystkie moje najmniejsze grzeszki charakteru, przy tak krystalicznej osobowości wychodzą na nieprzyjemne światło dzienne. I co? I płakać się chce z takiej jednej wielkiej niedoskonałości… Utrudniam wszystko tonem swojego głosu, doborem nieodpowiednich słów. Niszczę, wysadzam w powietrze, rujnuję i patrzę jak On to cierpliwie znosi. Nauczył mnie oszczędzać, a raczej przekonał i od 4 dni, od zakupów w najtańszym supermarkecie nie wydałam ani direczki. I fajnie się z tym czuję. Dom u babci się remontuje za zaoszczędzone pieniądze i to najważniejsze. Choć przyszło natychmiast poczucie winy, że mogłam zaoszczędzić już o wiele więcej, bo nie wydaje się to teraz wcale takie trudne. Łatwiejsze, gdy E. zasponsorował cały wylot do Polski, do mojego domu, a potem do Krakowa zainwestować resztę oszczędności. Było bardzo przyjemnie. Wróciliśmy w sobotę. Zastałam w pracy meila oskarżająco-wymagającego Bóg wie ile nadgodzin, żeby zadowolić pracoholiczkę, która nad rodzinę z dwójką małych dzieci stawia wzbogacanie rodziny milionerów z Omanu. Oczywiście nie wymaga od nas tego samego, bo to kwestia osobistych wyborów, ale nie może być mowy o sukcesie jeśli wszyscy nie będą zap… tak jak ona… więc… w 3 dni zapomniałam już o wakacjach. Praca, remont, prywatny projekt inwestycyjny i problemy z osobowością. Czasem chciałabym zgasić światło i wejść pod biurko, bo świat jest za wielki, za obszerny, za rozległy. 2 miliony ludzi umiera z głodu w Somalii, władze piszą, że dziennikarze szukają sensacji i zawyżają statystyki, fundamentaliści nie dopuszczają wolontariuszy ONZ do potrzebujących pomocy wiosek, blokują konwoje z powodów politycznych, religijnych i innych ważniejszych niż życie jakiś tam dzieci, a ja patrzę bezczynnie. I nie ogarniam swojego szczęścia w życiu, swojej głupoty i niewdzięczności, swoich podłych słabości. Coś się dzieje z moją głową. Co kwartał wchodzę na wyższe obroty, chudnę, tyję, chudnę, pokornieję, chamieję, buntuję się i łagodnieję. Wystarczy mi i ciągle mi mało. Modlę się, nie chodzę do Kościoła, medytuję i znów chodzę. Kocham, uciekam, wkurzam, rozwalam i kocham jeszcze mocniej. Zdrowy by zwariował, a ja aspiruję do coraz większej perfekcji i efekt jest coraz gorszy. Ten rok może być wielkim sukcesem! Świetna w końcu praca, nowe mieszkanie z fajnymi w końcu lokatorami, wspaniały, wyrozumiały, opiekuńczy i uczciwy facet, doskonały pomysł inwestycyjny, gwarantujący kupę kasy niebawem, rozpoczęty remont domu mojego dzieciństwa, który kiedyś może będzie mój. Albo wszystko może być wielkim niepowodzeniem.”
Pozwolę sobie za pozwoleniem Karoliny odpisać na blogu, bo Karolina uważa, że podobna sprawa może dotyczyć innych i warto, żeby odpowiedzieć publicznie. Przyznaję się, że sama na to nie wpadłam. Zasięgnęłam porady mojego dobrego przyjaciela i specjalisty od związków, Kaisa. Nie żebym sama nie studiowała psychologii, ale jakoś ślepa jestem i nie wiedziałam, co Karolinie odpisać. A mamy tu do czynienia z klasyczną podobno różnicą temperamentów emocjonalnych. Karolina jest otwarta, spontaniczna, uczuciowa, porywcza, mówi głośno co myśli, czuje i wie, a E. – nie! Karolina całowałaby E. i trzymała kontakt fizyczny dyskretnie wszędzie, używała wszystkich najsłodszych miłosnych określeń, rezygnując prawie zupełnie z jego imienia, skakała z radości, płakała ze smutku i klęła ze złości, a E. jest spokojny, stonowany, opanowany, zachowawczy, na dystans, ma dystans, nie okazuje uczuć i o nich za wiele nie mówi, nie mizia się i po 4 miesiącach nie całuje już tak często w usta z powodów higieny lub bliżej nieokreślonych, jest raczej konserwatywny i niezbyt żywiołowy. A więc emocjonalny ogień i woda! No i mamy sytuację, w której Karolina, żeby czuć się kochana, musi doświadczać emocji, fizyczności, i wszystkich atrybuty zakochania zawsze, naraz i nieodzownie. E. emocjonalny kołek nie kuma, lub nie chce kumać o co chodzi, albo niewiele go to obchodzi w jego stonowanym świecie. Karolina traci grunt pod nogami, bo nie widzi, nie słyszy i nie czuje reakcji, bodźców, miłosnej stymulacji, które utwierdzałyby ją w przekonaniu, że jest kochana. Co wcale nie znaczy, że nie jest, bo są kolacje, restauracje, tańce, treningi i inne sprawy, ale i tak jej podświadomość dostaje szału, bo to nie to co dla Karoliny jest ważne. Wtedy ten dobrze jej znany sarkastyczny ton, za ostra barwa głosu, cięty język, wyostrzona riposta. Prowokacja do reakcji, prowokacja do okazania emocji… i emocje ma jak na zamówienie. Przez chwilę pewna jest uczuć, bo E. zareagował, to mu zależy. Podświadomość odczuwa zadowolenie, i milknie uświadamiając sobie ogrom szkód, jakie niesie dla związku ta jej marna emocjonalna taktyka. Można rozmawiać, tłumaczyć, starać zrozumieć, docierać się jakoś, ale nie umiem powiedzieć jak długo potrzeba na takie dotarcie i czy satysfakcja ze związku na poziomie emocji w tym przypadku jest w ogóle możliwa? Nie wiem, zobaczymy, czas najlepiej pokaże.
2 komentarze
,,,jestem samolubna, niecierpliwa i trochę niepewna siebie. Popełniam błędy, tracę kontrolę i jestem czasami ciężka do zniesienia. Ale jeśli nie potrafisz znieść mnie kiedy jestem najgorsza, to cholernie pewne, ze nie zasługujesz na mnie, kiedy jestem najlepsza.-Marylin Monroe-<3
Piękne !!!Dzięki za tę mądrość… muszę wpisać ją na listę moich życiowych cytatów.Bardzo wartościowe spostrzeżenie.