Po ptasim mleczku nie ma w szafce już śladu. Po diecie Dukana też. Żadna dieta nie zmieni naszego ciała, jeśli nie zmienimy naszego życia. Ta na dłużej zmieniła jedynie gęstość moich włosów. Miałam iść pobiegać, ale zadzwoniła Ewa i nie żałuję nawet, że nie poszłam, bo miło było słyszeć ją w o wiele lepszym niż ostatnio nastroju. Ewa ma piękny dar. Umie mówić rzeczy mądre i ważne. Dziś na przykład, że kobieta im silniejsza tym bardziej potrzebuje obecności mężczyzny. Im na zewnątrz mocniejsza, tym bardziej krucha i niepewna siebie w środku. Coś w tym jest, bo rzeczywiście moja zawodowa pewność siebie nie ma zupełnie przełożenia na mój związek i uczucia. Ale nie musi tak przecież być. Wszystko jest w moich rękach, czyż nie? Mam na sobie jeszcze tenisówki, więc mogę podnieść się z podłogi i spalić biegiem na marinie 1000 kalorii. Tylko, że już 23.00 i mdli mnie od tego ptasiego mleczka, i pewnie spać nie mogłabym po biegu do 2.00 nad ranem, i znów trzeba by było od jutra zaczynać jakąś dietę, bo samo bieganie po nocy przecież nie wystarczy… No i już nie mam tenisówek na sobie. Mam fałdki tłuszczu, którego nie każcie mi pokochać, bo nie pokocham i kiedyś w końcu go z siebie usunę, a on pewnie i tak wróci i znów będzie przyczyną moich łez w przymierzalni. Nic nie robię ze swoim życiem. Zwyczajnie się obijam z kąta w kąt, z obowiązku w obowiązek. I męczy mnie, że nie dotknęłam nawet żadnej książki przywiezionej z Polski, i męczy mnie, że ciągle piszę o niczym i tym pisaniem męczę innych, ale jak chcecie wiedzieć to ten blog mi pomaga ćwiczyć umysł i język. Nie zawsze chce mi się przebywać wśród ludzi i zazwyczaj jak mi się nie chce, to chce mi się zapisywać swoje myśli. Te nawet bez składu. Po co czasem zagłębiać się dalej skoro ktoś powiedział już coś w zasadzie na każdy temat, a czasem nawet fajnie się to czyta. Prawda jest taka, że ja nie potrafię sobie narzucić niczego oprócz kieratu pracy w organizacji. Ile to już było tytułów własnych książek, które nigdy nie doczekały piątej strony. Ile to już było zrzuconych kilogramów, niedokończonych medytacji i „Zdrowaś Maryjo”. Ile nieprzebytych podróży i pominiętych ludzi. Tylko w pracy muszę. Muszę być na czas, przygotować projekt, dopilnować publikacji, nowych okien wystawowych, dostaw i tego całego bajzlu niedotyczącego tak naprawdę ani mojego życia, ani moich pieniędzy ani niczego, w czym byłabym niezastąpiona, a do życia, poza pracą, motywacji brak. Może powinnam płacić sobie z własnej pensji kasę za każdy zrzucony kilogram, wypitą kawę z koleżanką, która bez tej kawy nigdy przyjaciółką nie zostanie? Płacić sowicie za ruszenie d… w nowe miejsce poza obszar Tesco i TV. Za ruszenie intelektu, bo poluzowały mi się ostatnio zawiasy ambicji jakiejkolwiek. Nawet wykrzykników mi się stawiać już nie chce. Znam taką już ani koleżankę, ani znajomą nawet, po prostu osobę, co za każdym razem jak się przypadkiem spotkałyśmy to albo zdawała jakieś egzaminy, albo się uczyła do kolejnych. Totalny fokus na realizacji siebie. Teraz pewnie już ma potrójnego MBA z 6 fakultetów i pewnie dziecka jak nie miała tak nie ma, a mi jedynie chodzi o to, że nie mam ani dziecka ani MBA. I dziś nie chce mi się chcieć być chudą, popularną, oczytaną, wyjątkową…
Wyjątkowo uwielbiam to śmietankowe ptasie mleczko. Powinni mnie zatrudnić jako Brand Managera w Wedlu! W Krakowie, na rynku chciało mi się dużo. Może to ten Dubaj, nie Wedel…
2 komentarze
Dziwnie i przykro tak czytać, że nie jest się już nawet znajomą. No, ale tak piszesz, jak czujesz. W takim razie chyba już nie mam prawa czytać twojego bloga.
Boże coś takiego jeszcze się tu nie wydarzyło! Ja nie pisałam o nikim konkretnym. Często piszę literacką fikcję i nie przyszło mi do głowy, że ktoś się może odnaleźć w tej fikcji. Teraz zastanawiam się kim jesteś? Chyba powinnyśmy się więc spotkać : )))) Czekam na kontakt i miło mi bardzo, że czytasz !