Dziś piszę jak zawsze dla siebie przede wszystkim, choć z pisaniem to ma niewiele wspólnego, bo tylko dotykam ekranu opuszkami palców. Kocham ”Łzy” i Anię Wyszkoni. Słuchałam jej w najmroczniejszych momentach i nie wiem dlaczego akurat dziś jadąc samochodem wrzuciłam jej zaoraną już prawie płytę. Chciałam chyba wybrać jakąś piosenkę dla znajomej, która nie wie jak zmienić swoje życie, ale teraz dedykuję jej całą płytę. Ja jej słuchałam jak uciekałam z domu, jak odwoływałam ślub, jak ta znajoma wystawiła mnie do wiatru. I udało mi się ogarnąć. Cholera, weź się dziewczyno w garść, bo jęczysz nad sobą od 4 lat jakby ktoś cię więził, zmuszał do prostytucji, i kopał po nerkach. Masz rodzinę, na którą możesz liczyć, masz wspaniałego syna, dla którego warto odejść i zacząć od nowa. Masz dwie sprawne ręce, nogi i trochę rozumu. Nie takie sobie radziły same. Ale musisz nauczyć się przyznawać do błędów, prosić o pomoc, a potem okazywać wdzięczność. Z tymi cechami będzie Ci o wiele łatwiej. Nie mogę uwierzyć, jak ktoś może taplać się w błocie od 5 lat i najpierw widzieć w nim ocean możliwości, potem wodospad szczęścia, a na koniec łudzić się nadal, że może jednak nauczy się w tym gównie pływać i jakoś przetrwa. Taka postawa jest mi obca, odległa. Nie czuję współczucia dla głupich ludzi, bo trzeba nazwać rzeczy po imieniu. Jeśli każdy na około radził dobrze – uciekaj – to każda kolejna minuta jest gehenną na własną prośbę. Szkoda tylko małego. Mama postanowiła zafundować mu powtórkę z własnego dzieciństwa. Agresję, którą obie nasiąkałyśmy codziennie. Negatywizm, który był w powietrzu, pomieszany z wiecznym żalem, pretensjami, syczeniem, milczeniem, jak tlen potrzebny do życia. Jak można podawać ten sam zatruty tlen swojemu dziecku, świadkowi, stronie, przyszłemu terroryście, bo na pewno będzie w jakimś sensie terrorystą. Albo będzie terroryzował siebie, albo innych. Czas pokaże. Znajoma terroryzowała siebie, ja terroryzuję innych. Nie pomagam nikomu jak mnie o to nie poprosi. Mam taką dewizę w 2014. Ale jak poprosi to pomogę na pewno. A teraz o czym innym. Czysty przypadek, który był najsłodszym przypadkiem w moim życiu. Jedziemy na koncert, ja, Robert, Suzan. Mówię ale fajnie, a najbardziej to lubię piosenkę x. Artysta wychodzi na scenę i zaczyna koncert właśnie od tej piosenki. Przysięgam, nigdy nie miałam odwagi mu o mojej ulubionej piosence napisać i na pewno to ich manager układa kolejność przebojów. Aha nie, to nie pierwszy najsłodszy życiowy przypadek. Pierwszy to ten, kiedy ów artysta odpowiada na pytanie ”co robisz w weekend?” – ”w weekend gram koncert w takiej małej miejscowości.” – ”Oooooooo ciekawe, to moja miejscowość Hahaha”. Tak oto rodzice zobaczyli owego artystę na żywo szybciej niż ich córka. A potem tato dzwoni na komórkę ”- no co nic nie dzwonisz, no i jak było?” – Tato, jedziemy autem, zadzwonię potem.” Hahaha. Jego banan był nie do zapomnienia, bo była taka cisza w samochodzie, że wszystko słyszał. Fajne wspomnienia. Stabilizacja zamiast samotnych nocy i dni z nosem w szybie gdzie ten artysta. Jestem pewna, że to dobry wybór, ale szkoda że nie ma nikogo z kim mogłabym podzielić się wspomnieniami. Może kiedyś napiszę książkę. Na razie piszę tego marnego bloga, od czasu do czasu. Kiedyś miałam przynajmniej o czym pisać, ale odkąd mam męża, moje życie nie dostarcza tak wielu wrażeń. Boże, jak ja bardzo chcę remontować… Malować, sadzić, tapetować, kafelkować. A robię jakieś podchody z grą, z wykładami na uniwerku. Aha, bo zaprosili na wydział marketingu i będę mieć godzinną pogadankę ze studentami. Jestem już taka mądra czy taka stara? Jak widzę ile dzieci czeka na adopcję, ile zamków czeka ma renowacje to chcę mieć inne życie.
Brak komentarzy