Odkładam pisanie na koniec, na koniec listy życiowych powinności. Lista jest dłuższa niż kreseczki na tarczy zegarków. Nie starcza kreseczek na wszystkie pozycje. Podobno istnieje teoria o plastyczności czasu. Że niby to my nadajemy mu różne formy. I albo tworzymy go w głowie tak, że starcza nam go na wszystko, albo żyjemy w przekonaniu, że zawsze go nam brakuje. Wyobrażam sobie, że czas to kawałek ciekłej substancji, którą trzymając w dłoniach mogę formować i do woli rozciągać jak mi go potrzeba, albo przywracać do standardowego kształtu jak mi się gdzieś dłuży. W tej teorii zastanawia mnie jeden fakt, że kogo nie zapytam, to każdemu wydaje się, że za rogiem dopiero co był Sylwester i impreza noworoczna jak wczorajszej nocy, a tu już znów prawie koniec roku. Jak to możliwe? Co zrobić, żeby ten stan jakoś zmienić i powiedzieć „Boże nie pamiętam już kiedy był Sylwester, jakby całe wieki temu, ten rok tak wolno płynie, dopiero luty, marzec, kwiecień, maj, czerwiec, lipiec, sierpień, dopiero wrzesień… dopiero!” Jak przekonać pracodawcę, że 9h w pracy to więcej niż 1/3 naszej doby i 9 godzin z 16-stu naszego dnia. Jak przekonać samych siebie? Ten rok określiłam mianem orki i siania. Chyba zasiałam za wiele! Z zachłanności oczywiście i ze strachu, że lepiej mieć jakiś biznes na boku jak Szejk zdecyduje, że nie jestem mu już potrzebna. Potrzeba oszczędzania na emeryturę, czarną godzinę i godziwe życie, w połączeniu ze strachem utraty stałego zatrudnienia doprowadziły mnie w tym roku do punktu, w którym przy takiej koncentracji na wyniki zaorałabym i zasiała pole pięciu sąsiadom w Polsce. No i proszę, żyję żeby pracować, a nie pracuję żeby żyć. Czy każdy tyle dziś pracuje? Ludzie, przecież to jest nowoczesne niewolnictwo w obozie konsumpcji. Kto wychowuje nasze dzieci, mieszka w naszych domach, grilluje w naszych ogrodach, wyprowadza nasze psy! O właśnie. Psa nie mam, bo się nie opłaca czasowo i ekonomicznie. Czysta kalkulacja zastąpiła dziecinne marzenie o życiu z psem. Nie dziś, nie tu, nie teraz. Kiedyś… może… A może nie być przecież kiedyś… Kiedy nauczyłam się w ogóle tak kalkulować zwierzęta? I jak tu się teraz z tego interesu wycofać, jak duma, inwestycje inwestorów, zawziętość i stanowczość to najlepsi strażnicy naszego zawodowego niewolnictwa. Więcej, więcej, więcej! A właśnie, że mniej!!! I właśnie odmówiłam 3 grzejniki Tubus za 5000 zł z górką do domku u babci. Recyklingowe stare, które takie stare wcale jeszcze nie są i działają, i będą działać. Nie będzie stylu retro pod parapetem, nie będzie błagalnego telefonu do klienta po godzinach zwykłej pracy, o kolejne spotkanie w sprawie zegarków z Farmacja, które chcemy umieścić na jego sklepowej półce. I mogę w spokoju przechorować przeziębienie. Niech zegarki reprezentuje inny szczur! Bo to był zły pomysł mieć stałą pracę i dodatkową pracę i jeszcze jedną! Nie odważę się zwolnić i zająć tymi zegarkami w 100%, a żaden biznes nie wyjdzie jak się nie jest oddanym sprawie całkowicie. Może oddam to pole komuś w dzierżawę?? Ale też trzeba by koło tego chodzić, a ja wolę chodzić po plaży w weekend. Daję sobie czas konsekwentnie do końca roku. Jak nic nie wyjdzie z tych dodatkowych interesów to 2013 zaczynam od planowania kolejnej egzotycznej wyprawy! Rozglądam się wokoło. Niczego nie brakuje w tym pokoju, niczego nie brakuje w tym mieszkaniu. Nie potrzeba mi ani lepszych ciuchów, ani wystawnych kolacji. Potrzebuję dobrej książki, fajnego filmu, ciekawej rozmowy, sportu i katalog Ikea :))))) nie potrzeba mi dodatkowej na to pracy, ani więcej czasu. Właśnie się rozchorowałam, tym razem zostałam w domu i mam cale 16 godzin dnia!!! Mam czas ugotować sobie rosół. Wrzucić zdjęcia z wakacji na Picassa. Pomalować kuchnię babci wirtualnie w Photoshopie i wybrać najfajniejszy kolor. Przemalować w realu paznokcie, sama, za darmo, nie w salonie. Odezwać się do znajomych. Cieszę się tym dniem, takim zwykłym, tak po prostu. Sami wpędzamy się w kierat pracy i stresu i sami musimy się z niego uwolnić. Co jest moją osią życia? Dziś uświadomiłam sobie, że nie chcę, aby były to trzy etaty zawodowe.
Brak komentarzy