Na Facebooku, już jakiś czas temu, jako tzw. cover photo, opublikowałam czarno-białe zdjęcie zamyślonego, małego chłopca, wyglądającego przez zamalowaną graffiti szybę w wagonie metra. Szukałam zdjęcia, które najlepiej zilustrowałoby moim „przyjaciołom” jak się czuję w chaosie, który powstał na Ziemi. Nie wiem czy to za sprawą braku kontaktu z grupą moich starych znajomych, czy za sprawą przedwyborczych publikacji, którymi zaczęłam intensywnie się interesować, czy za sprawą politycznych książek i filmów jakie kupiłam, czy przez trzęsienie ziemi w Nepalu. Stałam przed dylematem z Pawlikowską. Zanurzyć się w to bagno, czy żyć w spokoju? Świadomie postanowiłam odwiedzić ciemną stronę świata. Dziś w końcu mogę o tym jakoś napisać, bo już jestem z powrotem, tzn. za dużo emocji kosztowała mnie ta podróż, by jechać dalej. Jestem za emocjonalna na brudy tej Ziemi, a Pawlikowska po praz kolejny miała rację, pisząc, że słuchanie wiadomości ze świata zatruwa nas tak samo jak parabeny i aspartamy. Powalił mnie dosłownie ogrom patologii politycznej i korupcji w naszym rządzie, zaciemnienie Polaków, którzy nie potrafią sami odnaleźć prawdy, ludzka nienawiść i brak kultury, interesowność, egocentryzm, znieczulica w każdej jednostce, w każdej instytucji. Dosłownie wszędzie. Rozwaliłam się zupełnie. Najpierw brak porozumienia z mężem w sprawie adopcji, potem kryzys własnej tożsamości i to zaangażowanie w wybory. Po drodze smutna świadomość, że moi przyjaciele nie skontaktowali się ze mną od czasu mojego wesela 1,5 roku temu i rodzinne wakacje na granicy emocjonalnego horroru. Chcę już zmienić na facebooku cover photo. Chcę wstawić las i dziewczynę ćwiczącą jogę. Nie chcę żyć w takim chaosie, ale nie chcę być jak dziecko we mgle. Zaczęłam terapię. Nigdy, przenigdy nie spodziewałam się, że to nastąpi. Bo czytanie „Kodów Podświadomości” i „Potęgi umysłu” to jedno, a wizyty u terapeuty to drugie. Miałam tylko dwa spotkania i zastanawiałam się, czy jest mi to naprawdę potrzebne? W szczególności, że pani psycholog zasugerowała wywiad z dzieciństwa i z relacji rodzinnych na następnym spotkaniu, na co ja odparłam, że dzieciństwo mam już przerobione, wybaczone i zapomniane, a relacje są w końcu bardzo poprawne. Zaledwie tydzień po tym, płynęliśmy łódką na drugi brzeg kanału gdy Tato powiedział, że to dziecko nie zachowywałoby się tak okropnie, gdyby dostało wystarczająco mocno. Odpowiedziałam mu w twarz: tak jak my dostawałyśmy? Wy dostałyście za mało, odparł on. Zapytałam: na jakiej podstawie, jakie fakty z mojego dorosłego życia przemawiają do niego za tym, że on nadal uważa, iż dostawałam za mało? Wiedziałam już, że muszę umówić się na całą serię wizyt, a te wakacje, są kolejnym wielkim rodzinnym nieporozumieniem, bo po prostu my do siebie nie pasujemy. U nas jest zawsze jakoś tak, że każdy ma oczekiwania nie do spełnienia i świadomie lub nie pogrąża jeden drugiego. Wzmocniło to we mnie jedynie poczucie chaosu w całym świecie i potrzebę natychmiastowej medytacji. Na razie odchorowuję, dosłownie, mega przeziębieniem (czytaj: przeciążeniem systemu). Dawno nie chorowałam. Świadczy to tylko o intensywności ostatnich dwóch miesięcy. Świadomie unikam wszelkiego typu ludzi, którzy przejawiają do innych jakąkolwiek agresję, bo sama mam z tym problem i trudno mi się w takim towarzystwie kontrolować. Nienawidzę chamstwa, głupoty i egocentryzmu, bo przeszłam trudną i długą drogę, aby sama to z siebie wyplenić. Dwa tygodnie z ludźmi skazanymi na swoje towarzystwo przez więzy krwi, dla zachowania pozorów rodzinnej bliskości, a nie koniecznie przez sympatię i miłość do siebie nawzajem to horror emocjonalny. Postanawiam mieć dzieci i zaangażować się we własny dom. Tworzyć go takim, jaki zawsze chciałam, żeby był. Na terapii będę naprawiać cykl dawania i brania, żeby „chorobliwe rozdawanie siebie” zamienić na „bezinteresowne dzielenie się z ludźmi” jak o coś mnie poproszą. Bez proszenia nie będzie wyskakiwania z pomocą, poradą i wsparciem przed szereg. Wyjątek zawsze stanowić będą dla mnie dzieci i ich krzywda, kiedy będzie można jej jakoś zaradzić. Przede mną uporządkowanie jeszcze własnej tożsamości. Co mieć, a czego nie. Jak żyć, żeby czuć się ok. Uczę się od jakiegoś czasu koncentracji na sobie, na pogłębianiu swojej wiary, zamiast wytykaniu innym niewiary, naprawianiu własnego zdrowia, zamiast leczeniu innych. Przychodzą potknięcia i upadki, ale zdecydowanie idę do przodu. Po co to wynaturzanie tutaj? Takie intymne sprawy prane na forum publicznym? To nie żadne forum publiczne, tylko takie gadanie w kosmos, bo nie ma żadnych polubień, żadnych komentarzy, żadnego kontaktu z czytelnikiem. Więc nawet nie ma pewności czy to ktokolwiek, oprócz najbliższych, czyta. Prawda jest taka, że w dobie komunikacji komórka, skype, whats up, facebook, email milczą. Nie mam komu powiedzieć o swoich uczuciach. Mąż nie zasługuje na moje zmartwienia. Tu zaczyna się rola telefonu do przyjaciela, ale oni mi powiedzieli, że połączenia z Dubajem są za drogie, dlatego to zawsze ja dzwoniłam. W naszych relacjach nie pomógł nawet wiecznie zielony znaczek na darmowym skypie – jestem dostępna. Obwiniałam się za te utracone pseudo-przyjaźnie bardzo. Robiłam co mogłam, żeby kontakt podtrzymywać, a tu takie puste echo. Na drugim spotkaniu Pani Violetta wspomniała o zaburzonym cyklu dawania i brania. Ciekawe co z tej terapii wyniknie.
Na facebooku publikuję już tylko ciekawe linki, żadnych osobistych zajawek z własnego życia gdzie byłam, co robiłam, co jadłam, co kupiłam. To plan usunięcia z życia tego nowoczesnego chaosu, w którym:
– fizyczny kontakt z przyjacielem, zastąpiono facebookowym lajkiem
– wychowanie dzieci spoczywa na grach online i youtube zamiast na rodzicach
– trzeba posiadać okulary za tysiąc złotych i plazmę, żeby dobrze wyglądać i żyć wygodnie, oszczędzając na zdrowej żywności
– trzeba mieć dyplom magistra nie zdając sobie sprawy z tego co to emulgatory
– po Mszy Św. wraca się do domu i obmawia sąsiadów
– z każdej strony bombarduje nas krzyk zamiast dialogu
– internet staje się domem, w którym spędza się więcej czasu niż w tym z rodziną
– agresja jest tak powszechna, że już nic nikogo nie dziwi
Brak komentarzy