Zacznę dzisiejszy dzień od pisania. Na świeżo, na szybko. Byłam w Polsce 4 tygodnie. Wyjeżdżałam do Abu Dhabi mówiąc: i po co ja tam w ogóle wracam? W Polsce mam klientów na wnętrza, perspektywę trenowania młodych w wieloboju, rodzinny duży wygodny dom, umeblowany tak jak chcę, ogród, zwierzęta, ludzi których znam, szanuję i lubię, cztery pory roku i każdego dnia inną pogodę po podniesieniu roletek, spowiednika, który mnie prowadzi, rodzinę bliższą i dalszą, a w Abu Dhabi mam męża, który do Polski przeprowadzić się nie chce, więc wracam. Wróciłam i coś mnie olśniło.
Dzień w Polsce.
Rano. Pukanie do drzwi. Ekipa budowlana zaczyna dzień. Trzeba biegiem ogarnąć obowiązki i rozdelegować zadania, albo pomiar u klienta o 8.00 rano zrobić, bo tylko taki termin mu odpowiada, albo wyjazd do Zielonej Góry, do sklepów budowlanych, bo w naszym miasteczku ich nie ma. Wtedy zachodzi cały dzień. Czasem kolejka o 7.00 na badanie krwi. U nas robią tylko między 7.00 a 10 rano. Ja płacę, ale laboratorium robi też badania ze skierowania, więc jak nie przyjdę o 7.00 to się nie zmieszczę do środka budynku nawet. Dlaczego pracują tylko do 10.00, zapytałby ktoś inteligentny? Do dziś tego nie wiem! Śniadanie może jakieś po 11.00. Jutrzni już nie ma sensu odmawiać. Skończył mi się ekologiczny imbir do mojej porannej mikstury zdrowia, a sklepów ekologicznych też u nas nie ma, więc nic nie piję, a już czuję że odzywa się gardło na mrozie -12. Do południa ściganie spraw niezałatwionych, spóźnionych, zapomnianych i przekładanych. Nie przeze mnie tylko przez sprzedawców, monterów, fryzjerów, lekarzy. Do tego każdy coś ode mnie chce, a tak mało albo nic nie daje. Sąsiadka przychodzi na lekcje angielskiego, albo matematyki, kotu skończyła się karma. Zepsuł się piec, zaginęła gwarancja. Dramat goni dramat ; ) Z obiadem też kiepsko. Jedyne ekologiczne mięso jakie jem, przychodzi kurierem, a potem czeka na obiad w zamrażarce, bo w promilu 100 km nikt ekologicznego mięsa nie sprzedaje. Głód jak zapomnę rozmrozić. Z warzywkami ciut lepiej. Pani, w jednym na całe miasto zdrowym warzywniaku, kupuje warzywa od chłopa z małego, lokalnego gospodarstwa, w którym rolnik jest za biedny, żeby stać go było na opryski i sprzedaje tylko to, co sezonowe z kopców, ale imbiru nie ma… Mleko kokosowe w kartonie też tylko przez internet. Ze zdrowym jedzeniem bieda, dlatego często wrzucam w siebie coś na szybko, niezdrowo, spada mi cukier, łapię ciastko, utyłam. Po południu często jest tak, że chcę pomóc, coś jeszcze zrobić. Przyjmuję zaproszenie na obóz sportowy jako drugi trener techniczny. Wracam do aktywnego sportu. Już nie jako zawodnik, tylko po raz pierwszy jako trener. I rzeczywistość nie pozostawia złudzeń. Wszędzie cię chcą do pracy za darmo. Jesteś naj, ale charytatywnie. Dlaczego? Dlaczego w Polsce jest przekonanie, że człowiek nie zasługuje na wynagrodzenie? Za zakwaterowanie i wyżywienie na obozie mam zapłacić. Spoko! Nic się nie zmieniło przez 10 lat. Pieniędzy na sport nadal nikt nie ma. Po 16.00 dopada mnie deficyt słoneczny i mózg po prostu przestaje mi pracować. Najchętniej poszłabym już spać, bo myśleć mi się nie chce, ale pracować trzeba jeszcze jak koń, bo tyle jest rzeczy do zrobienia. Kiedyś chyba właśnie było tak, że w zimie po 16.00 to już tylko kolędy się śpiewało, szydełkowało, albo pod pierzyną grzało. I to było zdrowe, naturalne, a teraz ten roczny rytm jest tak zakłócony…. Wieczorem dom pustoszeje. Rodzice wracają do siebie. W sypialni puste łóżko. Zamiast całusa, sms na dobranoc do męża. Rozmyślam nad zagładą Polski i świata jaką spekulują „neutralne i obiektywne” media publiczne, zasypiam grubo po północy, bardzo, ale to bardzo zmęczona i smutna.
Dzień w Abu Dhabi.
Śpię tyle ile potrzebuję. Zaczynam Jutrznią i eko kubkiem mleka kokosowego z kartonu, z łyżeczką kurkumy, cynamonu cejlońskiego, goździków, szczyptą pieprzu, startym świeżym imbirem, czosnkiem i sokiem z połowy cytryny. W lodówce mam obiad na śniadanie. Taki urok paleo życia : ) Jak dziś jest dzień zakupowy, to jadę po świeże jedzenie. Z samego rana nastawiam rosół z kości na 7 godzin, niech pyrka. Wystarczy na 5 dni, po kubku codziennie. Jak gotuję rosół, albo mam nastrój domowy, pracuję albo piszę bloga przy biurku w domu, a jak już patrzeć na mieszkanie nie mogę, to jadę do biura dla freelancerów, które jest dla wszystkich po prostu za darmo. Odbudowuję poziom witaminy D i zjeżdżam na basen. 15 min na leżaczku bez balsamów i okularów. Czuję się jak rosnąca roślinka wystawiająca każdą komórkę do tej życiodajnej energii. Nie interesują mnie żadne afery i kataklizmy. Mój świat jest piękny, dobry, przyjazny i na pewno przetrwa, a to zaledwie piętnastominutowa kąpiel słoneczna. To nawet viagra online prescription free jeszcze nie weekendowe pływanie łódką między lazurowymi wysepkami. W czasie lunchu, mam czas na lunch. Ugotować go i zjeść niespiesznie. Nigdzie mi się nie śpieszy. Nie mam na plecach kilometrowej listy zadań. Mam dużo pomocy, od ekipy technicznej dbającej o naprawianie wszelkich usterek w naszym wynajmowanym mieszkaniu, od Daviki, która raz w tygodniu ogarnia mieszkanie, Mary Jo, która raz w tygodniu przychodzi mnie pomasować. Włączam swoją muzykę, zapalam swoje eko świeczki, kładę się na swoim ręczniku i wolę to 100 razy bardziej, niż każde SPA. Tu po prostu taki „luksus” jest powszedni, osiągalny i nie zrujnuje finansowo. Od 17.00 czekam już na męża. Chcę mu pokazać skończony projekt, pogadać podczas kolacji o całym dniu i świecie. Dziś dowie się, że w środę wychodzę poznać nowe polskie znajome, bo chcę rozpocząć Nowy Rok nowymi przyjaźniami, chcę nawiązać kontakt z jakimś lokalnym klubem sportowym, dlatego zaczynam uczyć się terminologii lekkoatletycznej po angielsku. Muszę znaleźć sposób włączenia się w pomoc głodnym dzieciom w Afryce. Dowiedziałam się, że 23.01 jest Msza Św. w naszym kościele po polsku… Wieczorem idziemy do kina, albo na stadion pod domem. Staramy się zasypiać o 22 więc po nocy włóczymy się bardzo sporadycznie, ale i tak pewnie moglibyśmy zrobić jeszcze z tysiąc innych rzeczy, których nigdzie indziej zrobić się nie da, które mają swój urok i sens tylko tutaj w Emiratach, gdybym nie zaczynała włączać tęsknego myślenia o Polsce i gloryfikować dni spędzanych tam.
Brak komentarzy