Przyjaciele gdzie jesteście? Chcę się podzielić z Wami szczęściem i nowinami. Mój poukładany świat rozpadł się na kawałki. Nic nie trzyma się starego porządku. Nie piszę bloga, nawet smsów nie piszę już regularnie, nie mam poukładane w szafie, nic nie mam już poukładane jak dawniej. Nie mam czasu na sen, od kiedy on zasypia obok. Jest dobrze i więcej nie powiem, bo powiecie, że zawsze tak mówiłam, a potem bum. Powinnam pisać, nie mogę, zasypiam… uczę się nowego rytmu na dwa takty… nowej melodii życia codziennego, a raczej nocnego, bo E. przyjeżdża do mnie późnymi wieczorami po pracy z Abu Dhabi i wyjeżdża o 3, 4 rano. Oboje ziewamy w pracy, zawalamy siłownie i wszystko dookoła przez taki rytm, ale takie wariactwo jest zawsze na początku..
Tak pisałam 3 miesiące temu. Nie miałam wtedy czasu ani dokończyć tego tekstu ani go opublikować na blogu. Dziś choć ograniczyliśmy spotkania z E. w tygodniu do jednej, góra dwóch zarwanych nocy, żyjąc w rytmie weekendowym, nadal jest dobrze. Była burza dziecinnej zazdrości na jednym wieczorze tanga, a zamiast awantury – prawdziwa rozmowa. Taka awantura, bez awantury przydarzyła mi się w życiu po raz pierwszy. Natychmiast to doceniłam i zrozumiałam, co w życiu jest ważne i potrzebne. Nie wiedziałam, że tak można starać się kogoś zrozumieć. W tym przypadku mnie.. Nikt się nigdy nie starał…
Wygląda na to, że dostałam od losu wspaniały prezent w momencie, gdy myślałam, że los już o mnie zapomniał. Nie będę rozpisywać się o byciu kochaną i szczęśliwą, bo jeszcze nie umiem. Po dojrzeniu do prawdziwej miłości, dojrzałam również, do pisania na inne tematy, bo absolutnie nie chcę przestawać pisać. Chciałabym zmierzyć się teraz z formą felietonową i poruszać tematy, które mnie zainspirują do pisania. Przy tej okazji zmienia się szata graficzna mojego bloga, ale mój styl pozostaje ten sam, bo nie umiem pisać mniej osobiście, mniej emocjonalnie i mniej otwarcie, dlatego moje pisanie nigdy nie będzie popularne i komercyjne, ale wystarczy mi świadomość, że kiedyś własne dzieci będą wiedziały, kim byłam i jak dojrzewałam przez życie.
2 komentarze
Wiesz kiedy zwykłą znajomość z człowiekiem można nazwać przyjaźnią? Gdy po tysiącu kłótniach, miliardzie przykrych słów, tysiącu rozstaniach, tysiącu cichych dni, kilkunastu miesiącach nie widzenia się Ty wciąż masz ochotę opowiedzieć wszystko dzwoniąc o 3 rano do tej właśnie osoby -Twojego przyjaciela.
hmmm…. to teamt na kolejny felietion. Twoj komentarz zainspirowal mnie do opowiedzenia o paru takich przypadkach, ktorych doświadczyłam…Jeden dotyczy przyjaciółki z dzieciństwa, powierniczki całego mojego szkolnego życia, o której zaręczynach, w dobie emaili, naszej klasy i smsów, dowiedziałam się do kogoś tam, grubo po fakcie. Nie sądze by ona temat zaręczny w dziecinstwie przegadała dłużej z kimkolwiek innym… nadal rozmawiamy, bo dostałam zaproszenie na ślub ; ))) ale jest tez ktos taki, kto zostawil mnie samą 5 dni przed poważną operacją i był jedyną osobą, która o tej operacji wiedziała i miała mi pomóc w szpitalu.. nasza ponad 20 letnia przyjaźn była za słaba, żeby wybaczyć mi moje złe zachowanie w okolicznościach trudnej diagnozy… czekałam na jej telefon po wybudzeniu z narkozy, bo chyba żaden przyjaciel nie może być aż tak obrażony … nadal czekam….