Obudziłam się dziś i świat wydał mi się jakiś taki większy, przyjemniejszy, znów do ogarnięcia. Po powrocie z Grecji, po uroczystości ślubnej, która trwała za krótko, po rozstaniu z najbliższymi, z którymi nie było nam dane spędzić więcej czasu niż te 4 dni, ogarnęła mnie jakaś ogromna depresja spowodowana niedosytem czasu spędzonego, piękna doznanego, radości przeżytej w tym wyjątkowym czasie i w tym wyjątkowym miejscu. Powrót do rzeczywistości był bardzo bolesny i nie pomógł fakt, że wróciłam już jako żona najwspanialszego mężczyzny jakiego kiedykolwiek spotkałam, bo wciąż, do końca listopada, jesteśmy oddzieleni 140 km drogą. Jako żona nie czuję jeszcze żadnej życiowej zmiany, o którą pytało mnie po powrocie tak wiele osób i nie poczuję niczego, dopóki nie będę z mężem jeść razem śniadań, prać wspólnie skarpetek, i zasypiać codziennie obok siebie. Na razie bycie żoną jest trochę surrealistycznym doznaniem. Niby teraz żona to ja, ale jak to ? Już? Teraz? I co? I nic. Nic nowego się na razie nie dzieje : ) Mamy już nowe mieszkanie. Skończyliśmy je już prawie urządzać. Już prawie się przeprowadziłam do tego Abu Dhabi, ale do końca miesiąca chodzę jeszcze codziennie do pracy w Dubaju. I leczę to jakieś przygnębienie, którego efektem jest zupełne lenistwo życiowe, brak ruchu, okropna dieta i 5 kg do przodu miesiąc przed weselem w Polsce. Nigdy by mi do głowy nie przyszło, że najlepszym lekarstwem na chandrę okaże się praca charytatywna. 12 godzin na nogach przy stoisku na festynie parafialnym, z moją kontuzją kręgosłupa zwaliło mnie z tych nóg następnego dnia, ale zasilenie fundacji pomagającej dzieciom pokaźną sumką postawiło mnie z powrotem na nogi. Dobroczynność może uzależniać, bo miałam taki przypływ pozytywnej energii i radości, że zaczęło mi się dziś rano po weekendzie, znów chcieć. Proste rozwiązanie długo uwierającego problemu z inwestycją w zegarki, która zupełnie nie wypaliła. Patrząc codziennie na kartony pełne produktu, który dawno powinien być sprzedany, a inwestycja odpracowana z profitem, pogłębiałam się w poczuciu osobistej porażki i klęski, bo to ja namówiłam swoją nową rodzinę na tę inwestycję, która okazała się z braku naszego czasu i należytego zaangażowania zupełną klapą. Ze względu na to, że jest już prawie koniec roku, a niewiele dobrego zrobiłam zdecydowaliśmy się sprzedać zegarki biedniejszej lokalnej społeczności po kosztach, a całość uzyskanych środków przekazać na pomoc fundacji parafialnej. Widzieć uśmiechnięte buzie zadowolonych klientów, którzy zakładali nowe zegarki na ręce, a potem łzy w oczach naszego Proboszcza to było w sobotę prawdziwe szczęście. Pozbyłam się kartonów, balastu, poczucia winy, a zyskałam przekonanie, że inwestycja jednak zwróciła się z nawiązką. Morał z historii jest taki, że jej celem może wcale nie było nasze finansowe wzbogacenie, tylko duchowe doświadczenie, które zapamiętamy na zawsze. Fajne odkrycie, odnajdując istnienie profitów innych niż walutowe. Może nawet ważniejszych w życiu, niż więcej kasy w portfelu. Przecież 5 lat temu miałam o wiele mniej niż mam teraz, a jednak żyłam szczęśliwie, dlatego teraz też nie zbiednieję spisując „na straty” jakiś biznes, który wydawał mi się dobrą okazją. Przynajmniej spróbowaliśmy i już wiemy na 100%, że nie chcemy być sprzedawcami w pospolitym tego słowa znaczeniu : ) To już nie dla mnie. A co będzie dalej, czas pokaże, bo nasza gra jest już w Rovio i niebawem zacznie się już niepospolicie sprzedawać. To mój plan zawodowy na najbliższy rok. Ktoś musi ten Gang poprowadzić do zwycięstwa : ) Wracając do roli żony, jedyne na co mam nieodpartą ochotę to zmienić wszystkie swoje kostiumy. Czy to normalne? Po powrocie z obrączką na palcu, nie mam w co się ubrać. W niczym starym nie czuję się dobrze. To chyba jakaś psychiczna reakcja. Teraz najchętniej ubierałabym się w kolory ziemi, naturalne, wygodne tkaniny, etniczną biżuterię. Jakaś komedia normalnie. To chyba dlatego, że zmieniła się już moja hierarchia w stadzie i podświadomość wysyła sygnały, że pora na macierzyństwo a nie na sexy ciuszki. Na razie jednak kupię tylko parę nowych koszul, bynajmniej nie ciążowych. Na nie przyjdzie pora za rok, po nacieszeniu się najpierw małżeństwem.
Brak komentarzy