Sport

Kim nie chcesz być?

17 kwietnia 2016

Mogłabym włączyć TV, bo mam już zmęczoną głowę do pisania, ale od jutra znów kołowrotek spraw do załatwienia przez cały ostatni tydzień w Polsce, więc żeby nie zapomnieć emocji lepiej od razu je przelać do komputera.

Modliłam się o rozeznanie, co dalej robić. No i eureka, bo można dostać szansę też w drugą stronę i rozeznać co robić już nie trzeba. Trenowałam kiedyś lekką atletykę przez wiele lat. Nie osiągnęłam nic spektakularnego w swoim mniemaniu i mniemaniu jeszcze kilku innych osób, które dawały sobie prawo komentować. Został we mnie niedosyt i poczucie straty ponad dziesięciu lat życia, bo lekka odeszła. Od czasu do czasu tylko odzywała się w głowie wyrzutem. Tyle mi poświęciłaś i nic z tego nie pozostało. Chociaż mam jeszcze twarde mięśnie pod warstwą nowego tłuszczu, których podobno chirurgowi nie było łatwo przebić, gdy robił mi laparoskopię. Kiedy słyszałam głos wyrzutu, to zrywała mi się w głowie myśl, żeby wrócić, żeby zacząć działać. Takie myśli potrafią totalnie rozwalać wszelkie inne plany zawodowe. Dlatego czasem warto sprawdzić, czy tam mamy iść? I to jest ogromna łaska, gdy mamy taką szansę. Ja właśnie za nią dziękuję. Już wiem, już mogłam sprawdzić i w końcu domknąć wiecznie uchylone drzwi, przez które wiał mi w życiu przeciąg.

Wczoraj wróciłam z obozu sportowego, na którym przez cały tydzień byłam trenerką skoków i rzutów. Do tego postanowiłam poprowadzić jeszcze trening mentalny na wieczornych spotkaniach, którego mi zawsze w Polsce na zgrupowaniach kadrowych bardzo brakowało. Po prostu chciałam dać zawodnikom full pakiet. I takowy ode mnie dostali. Zasypiałam nieprzytomna prawie każdego dnia. Dwa razy po kilka godzin na świeżym powietrzu, bez względu na deszcz czy słońce, którego mieliśmy niewiele i do tego jeszcze moja odnowiona kontuzja kolana. Maksymalne skoncentrowanie na dużej grupie non-stop, bo w lekkiej ważny jest każdy detal. Może do tego człowiek mógłby jeszcze przywyknąć, ale ja pewno nie radziłabym sobie z nowym gatunkiem ludzi w wieku 16-18 lat. Totalny zlew, arogancja kipiąca z nosa. Na dłuższą metę zabiłabym samym wzrokiem dezaprobaty, wywaliła na pastwisko całą hołotę, ale w Polsce kluby, zamiast kilku najlepszych zawodników, żeby się utrzymać z dotacji państwowych, muszą trzymać całe stado różnych młodych osobników. Nie każdy miał puste ego, ale ja zupełnie nie zakumałam ignorancji, chamstwa i buractwa u niektórych. Po co im długie tipsy na rzucie oszczepem, szminki i wymalowane oczy, przekleństwa w piosenkach takie, że się skóra jeży, ściemnianie, że niby jest talent? Czasy się zmieniają. Najbardziej to widać po młodzieży. Obojętni, niezainteresowani, znudzeni, leniwi, nastawieni na branie, wszystko dla nich. Nakarmieni reklamami, youtubem, agresywnym hiphopem. Nieobecni tu, obecni na facebooku. Na szczęście nie wszyscy! Było z kim i dla kogo ciężko pracować. Suma summarum, nawet gdyby była tam tylko jedna, jedyna osoba, której ten obóz jakoś pomoże, to pojechałabym na niego ponownie i wiem, że było warto. Ale nie zdawałam sobie sprawy jakie to trenowanie jest monotonne. Ciągle trzeba powtarzać to samo. Biodra do przodu, wyżej kolana. Ćwiczenia tłuczemy do perfekcji, czasem setki, tysiące razy to samo. Trzeba być skoncentrowanym, żeby móc wyłapywać i pomagać poprawiać niuanse. Bez słowa dziękuję, bez gwarancji, że jutro delikwent nie zrezygnuje. Do bycia trenerem trzeba mieć powołanie tak samo jak do bycia prawdziwym sportowcem. Trzeba mieć przede wszystkim odpowiednią osobowość, ogromną tolerancję i pokłady wyrozumiałości, których ja niestety jeszcze nie mam. Fajnie, że na koniec był jednak ten gest wdzięczności, bo to oznacza, że ani ja ani oni nie zmarnowaliśmy tego tygodnia i wszyscy coś się może nauczyliśmy. Zdecydowanie jednak wolę projektować wnętrza. Dziś wręcz już uwielbiam to robić. Już tylko tego i niczego innego do zawodowego szczęścia mi nie potrzeba. Co chwilę robię nowy projekt. Każdy jest świeży, niepowtarzalny, wyjątkowy. Spotykam różnych ludzi, korzystam z najróżniejszych materiałów, produktów, sklepów. Ciągle mam nowe pomysły, chcę się rozwijać. Mam gęsią skórkę na myśl o przyszłości Comfort Zone. I chyba właśnie o to w życiu chodzi. Uczepiłam się kiedyś myśli, wbitej przez innych do głowy, że zaprzepaściłam swój sportowy talent, warunki fizyczne, przyszłość. Co za bzdura. Dziękuję Bogu, że dał mi tak wspaniały prezent, że mogłam pojechać na ten obóz, który spadł mi po prostu jak z nieba. Przekonałam się, ile zawdzięczam lekkiej atletyce. Nauczyła mnie swoich dyscyplin ze szczegółami, nauczyła ciężkiej pracy za friko, obdarzyła odwagą i pewnością siebie, pokazała jak pokonywać przeszkody i słabości. Otworzyła mi świat, bo się go nie obawiałam, podarowała wiele możliwości, a ponad wszystko ułatwiła mi start… nie ten na Olimpiadzie…. ten o wiele ważniejszy, w dorosłość uczciwą, pracowitą, ambitną, szlachetną. Ona nigdy się nie skończy, bo płynie mi na zawsze już w żyłach. Wypełnia podświadomość. To, co w niej najpiękniejsze towarzyszy mi na codzień. I wcale nie muszę być na obozie, czy pracować w klubie sportowym, tak jak wcześniej nie musiałam zdobyć choćby Mistrzostwa Polski, żeby do końca moich dni czuć się spełnionym sportowcem. Jeszcze bardziej podziwiam dziś wszystkich dobrych trenerów. Na prawdę tu też ogromnie wiele potrzeba, żeby być w tym wybitnym. Jestem taka dziś spokojna i szczęśliwa, bo idę właściwą drogą. A Bóg pozwolił mi rozeznać kim być nie chcę i czym nie muszę już sobie dalej zawracać głowy. Mam wnętrza i pisanie. Można by nawet dwoje tym obdarować. Nie ma takiej opcji, że nie ma się niczego. Zawsze coś mamy w sobie. Powołanie i przeznaczenie. Trzeba je tylko dobrze rozeznać.

A na deser polecam pół żartem, pół serio 🙂

Brak komentarzy

Zostaw odpowiedź

error: Content is protected !!