Zaczęłam pisać tego bloga dla Rodziców i Przyjaciół, żeby (jeśli zechcą) mogli być bliżej mojego życia. Dlatego chciałam Wam tu życzyć wyjątkowych Świąt Bożego Narodzenia…
Mamo, Tato dziękuję za Wasze poświęcenie i wsparcie zawsze, wszędzie, na maksa!
Teraz zadbajcie o siebie w Nowym Roku. To jedyne moje życzenie.
Mariola, patrzę na Alusia, Tomka i Konrada i jestem pełna podziwu, ze tak doskonale wychodzi Ci wychowywanie. Mam marzenie, że jak będę gratulować Ci innych sukcesów i zapytam czy jesteś szczęśliwa, bez wahania odpowiesz, że TAK!
Natalciu, dziękuję za pięknego Chrześniaka i podziwiam, że stworzyłaś inny dom, niż nasze w dzieciństwie i za to, że uczysz mnie doceniać to, kogo mam przy sobie, a nie narzekać na to, czego akurat nie ma. Życzę Ci wymarzonej pracy i upragnionego rozwoju kariery, na które zasługujesz.
Ewciu, spojrzenie na jedno zdjęcie wystarczy bym poczuła Twój życiowy optymizm i niespotykaną przyjacielską szczerość. Talerz muszli u Ciebie w kuchni, czy w paryskiej restauracji doprawiony rozmową o „ duchach” tych naszych najbardziej prywatnych, nie zamieniłabym na żaden inny rarytas. Życzę Ci, żebyś nie ustawała w doskonaleniu swojego życiowego balansu i nie ustawała w uświadamianiu jego sensu innym. I życzę sobie, żebyś jeszcze wiele mnie nauczyła.
Kasiu, bez względu na odległość, tę fizyczną i psychiczną, nigdy nie zapomnę ile łez osuszyłaś z mojej twarzy, ile chmur rozgoniłaś znad mojej głowy rozmowami do rana. Dziękuję Ci w sercu w każde Święta za jedyną dziecięcą przyjaźń mego serca. Życzę Ci, żeby kiedyś Twoja córka czy synek mieli tak cudownego przyjaciela, z jakim ja miałam szczęście dzielić swoje dzieciństwo.
Robert… Ania,
Suzanka, Sherinka małe skrzaty, które urosły na piękne pannice! Dziękuję, za drzwi otwarte w Warszawie, polską, piękną gościnność i czas na spacery. Robert… brakuje mi Twojego uśmiechu, optymizmu, waleczności i niezłomności w realizowaniu marzeń, z których zawsze czerpałam motywację do wszystkiego. Dziękuję za trwanie, wspieranie i tańce do białego rana!
Życzę by Wasza Rodzina trwała, wspierała się, rozumiała i dzieliła szczęściem.
Marzenka, Kasia, Sylwia, Paulinka – My Polish, London Mafia! Wiem, że jesteście, zawsze gotowe i uzbrojone na wypad na miasto i wino w barze przy Knightbridge, jakbyśmy spotykały się tam raz w tygodniu, a nie raz w roku. Dzięki, za te chwile powrotu do Londynu i za to, że mam, do kogo tam wracać. Życzę Wam tego, czego same sobie w sercu życzycie, niech się wydarzy i przyniesie Wam radość i spełnienie!
Szymon, dziękuję za (ostatnią, wygląda na to) w życiu randkę w kinie po polsku i zasłyszane od kogoś przesłanie, żeby nie czekać z marzeniami. Nie czekaj! Pozwól się im realizować. Życzę spełnienia we wszystkim, bo poruszyłeś moje serce siłą i wrażliwością brunatnego niedźwiedzia. Czasem tak bywa, że sekunda w życiu poruszy bardziej niż cała dekada…
Wszystkim, z którymi chciałbym mieć częstszy kontakt, o których zawsze pamiętam, życzę, aby ludzie pozostali najważniejsi, tradycje najtrwalsze, wiara najgłębsza, myśli napełnione optymizmem i cała Rodzina zasiadła w komplecie do Wigilijnego stołu… bo w życiu liczą się takie chwile, w których gasną spory, milkną nawoływania egoizmu i mamony, i rodzi się Nowa Nadzieja… Niech się narodzi w każdym domu i sercu z blaskiem pierwszej Wigilijnej Gwiazdy!
W tym roku znów z dala od domu, ale z Wami wszystkimi w sercu, z tysiącami wspomnień zjazdów saneczkowych w płot Babci, ubieranych choinek, pościgów za śliskimi karpiami w wannie, nakrywanych białych obrusów, wybaczanych i przebaczanych słabości, oszronionych mrozem Pasterek, kolęd śpiewanych z książeczki od pierwszej komunii Babci, Mamy i mojej… położę opłatek na stole i będę z Wami myślami.
A podana jest gdzieś ulica
(lecz jak tam dojść? którędy?),
ulica zdradzonego dzieciństwa,
ulica Wielkiej Kolędy.
Na ulicy tej taki znajomy
w kurzu z węgla, nie w rajskim ogrodzie,
stoi dom jak inne domy,
dom, w którym żeś się urodził.
Ten sam stróż stoi przy bramie.
Przed bramą ten sam kamień.
Pyta stróż: „Gdzieś pan był tyle lat?”
„Wędrowałem przez głupi świat „.
Więc na górę szybko po schodach.
Wchodzisz. Matka wciąż taka młoda.
Przy niej ojciec z czarnymi wąsami.
I dziadkowie. Wszyscy ci sami.
I brat, co miał okarynę.
Potem umarł na szkarlatynę.
Właśnie ojciec kiwa na matkę,
Że czas się dzielić opłatkiem,
więc wszyscy podchodzą do siebie
i serca drżą uroczyście
jak na drzewie przy liściach liście.
Jest cicho. Choinka płonie.
Na szczycie cherubin fruwa.
Na oknach pelargonie
blask świeczek złotem zasnuwa,
a z kąta, z ust brata, płynie
kolęda na okarynie:
Lulajże, Jezuniu,
moja perełko,
Lulajże, Jezuniu,
me pieścidełko.
I. Gałczyński
Brak komentarzy