11.02.2011
Fajna data. I nic poza tym. Jem lunch w Automatic, tureckim grillu. Tanio, smacznie, warzywa na talerzu niepokrojone, surowe ze świeżym zielskiem, a stolik na balkonie z widokiem na morze. Chyba mam jeszcze trochę gorączki, bo raz mi gorąco, a za chwilę zimno i czuję, że mam spocone plecy, a może to przez pogodę? Bo wieje cały luty i nie jest jeszcze za upalnie. Pamiętam, że co roku o tej porze łatwo o wirusy. Klimatyzacja i wietrzne powietrze rozpyla bakterie. Przerwa na pokrojenie warzyw, posypanie pieprzem i skropienie oliwą. Namiastka domowego kuchcenia. Jedyna na jaką od lat mam ochotę. Po Grześku zupełnie straciłam potrzebę gotowania… może, żeby zachować w pamięci smak jego schabowych… Aha postanowiłam wrócić do prawdziwych imion przytaczanych przeze mnie postaci, bo sama zaczęłam się gubić w nadanych pseudonimach. A więc Grzesiek to… Łukasz z wcześniejszych stron… tylko Szymon zawsze będzie już Szymkiem, bo nie może być sobą… jak jeszcze kiedyś w ogóle będzie… Lubię tu przychodzić od czasu do czasu, właśnie ze względu na te warzywa i tygodniową porcję zielska. Leniwy dzień. W końcu. Po tygodniu satysfakcjonującej harówki. W pracy ciągle 100 spraw na raz, ale taka moja pozycja Brand Managera. Najciekawiej zapowiadał się projekt akademii koszykówki, po tym jak w klubie wpadłam na swojego francuskiego eksa i postanowiłam przedstawić jego wizję z roszczeniem 1.000.000 euro szefowej, też Francuzce. Okazało się, że na własne życzenie wróciłam do starych frustracji związanych z.. no właśnie mam trudność z ujęciem, o co mi chodzi i co mnie rozdrażnia do białej gorączki w jednym słowie związanym z tym facetem. Jego wieczna nieokreśloność i patetyczne słowa przy nijakim działaniu. Przyszło mięso z dużą ilością siekanej, świeżej pietruszki, cebuli i koniecznie gęstym sosem czosnkowym. Makan jest rakiem jak ja i może wszystkie raki są tak samo stuknięte? Odsunęłam się zupełnie od tego projektu. Odsunęłam się zupełnie od Makana. Niech radzi sobie sam z moją szefową, jej szefem, akademią i samym sobą. Jak po dwóch latach mojego zaangażowania w projekt nie stać go na więcej niż bezwartościowe, bo rzucone od tak słowo dzięki. Tak dziękować można za kawę w kawiarni i miłą rozmowę, a nie za 1 mln Euro, którego szukał 3 lata! I wcale nie będę rozpaczać jak go teraz nie dostanie, skoro wykluczył mnie przez własną arogancję ze swojego świata. Chyba definitywnie nici z dwóch czekoladowych córeczek. Chciałabym mieć czekoladowe dzieci, bo bardzo mi się podobają, a kolor skóry nie ma dla mnie obyczajowo żadnego znaczenia. Z pewnością nawet w Polsce nikt nie wytykał by palcem dzieci Mistrza Olimpijskiego i… niedoszłej Mistrzyni : ) Skoro jesteśmy przy temacie męsko-damskim proszę o karę-wybawienie sześciu miesięcy w Klasztorze pod kluczem, żeby się wyleczyć z romansów i zacząć znów mieć, czuć i dzielić z kimś prawdziwe uczucia, bo w Dubaju nie potrafię się odciąć, odizolować i zostać fizycznie i prawdziwie sama ze sobą, żeby oczyścić wszystko dosłownie. Ciało, umysł, duszę, serce, mieszkanie. Ja nie boję się samotności. Ja jej teraz bardzo potrzebuję, ale nie potrafię odnaleźć. Nie potrafię wygrać walki sama ze sobą, bo ja też potrzebuję się tulić i być przez kogoś akceptowana, żeby sama się akceptować. Wiem, terapia wskazana. Wiem! Na razie chodzę regularnie znów do Kościoła i mniej regularnie już grzeszę. Nie od razu Rzym zbudowano. Zrobiło się chłodno. Najadłam się jak bąk, a na deser pyszny koktajl truskawkowy i spacerkiem, wietrzną promenadą do domu… dziś nie przeszkadza mi, że jest w nim pusto.
Brak komentarzy