Dawno nie pisałam, bo nie mam siły dzielić się z nikim smutkiem, złością, bezradnością. Nie zasłużyliście na to. Z resztą, o czym bym nie napisała, byłoby bezwartościowe w porównaniu do tych wszystkich tragedii, jakie dzieją się na świecie. Generalnie ostatni tydzień upłynął mi w obawie o przyszłość tego świata, bo mam przeczucie, że albo zniszczy nas trzęsienie ziemi, albo wojna religijna, albo wulkan, albo ten, co będzie kontrolował zapasy wody, albo wszystko jednocześnie. Z szefową doszłyśmy do wniosku, że najlepiej obecnie inwestować w złoto, a że trudno je dźwigać, to w żyzną ziemię, bo jak zniszczą wszystko, to może, chociaż ziemniaki można będzie posadzić i coś do garnka włożyć. Ale już o globalizacji kiedyś pisałam. Podobno zamiast ziemniaków, w laboratoriach już hodują ludzkie organy z komórek macierzystych, największą siłą lobbingową na świecie jest facebook, wysyłają pierwszą grupę mieszkańców na orbitę, a niebawem… nie wiem, co będzie niebawem, zupełnie już nie wiem. I nie wiem jak się na to przygotować. Wszystko jest już kwestią czasu i wszystko jest już tak ulotne jak jeszcze nigdy nie było. Dziś cud techniki, a jutro przestarzały już model. Człowiek musi być wszechstronniejszy od wszystkich urządzeń na tej planecie razem wziętych, bo jutro jego pracę może wykonywać maszyna, pracę jego serca też może wykonywać urządzenie, a pracę jego mózgu – komputer. Technologia to siła we właściwych rękach i zagłada w nieodpowiednich. Wszystkie problemy, moim zdaniem, wynikają z zachwiania równowagi. Podstawowej siły natury. Już nie pracuje się 8 godzin dziennie. Dziesięciogodzinny dzień pracy to norma jeśli chce się czerpać z uciech tego świata. Dzięki Bogu, że czasem jest się szczęściarzem, że lubi się to, co się robi przez te 10 godzin wyciętych z 24 naszego życia dziennie. Odejmij sześć godzin na sen, godzinę na dojazdy i zostaje 7 godzin… 7 godzin dziennie, w których nie pracujesz na czyjąś willę z siedmioma łazienkami… Jesteś Panem 35 godzin w tygodniu. I całych dwóch dni weekendu, które należą tylko do Ciebie… jeśli nie masz współmałżonka, partnera, romansu, dzieci, przyjaciół, psa, albo zaległego projektu… Ja mam projekty, które powinny wykonywać co najmniej 3 osoby, na które firmy nie stać i nie mam prawa narzekać, bo dostałam tę pracę, z wyższą niż ostatnia, pensją w czasie światowego kryzysu!!! Nie sądzę, żeby ten kryzys szybko minął. Natomiast moje życie przemija coraz szybciej. I jedyne co mnie pociesza, to życie wieczne, ale jego nie dadzą mi na kredyt…
2 komentarze
czytam i rosnie we mnie optymizm, ze jednak sa w tym Dubaju wrazliwi i normalni ludzie z Polski…a moze mialabys ochote na kawe?
Super, no pewnie : )