Miłość

Wrzaskun

3 sierpnia 2010

Wygląda na to, że w Dubaju nie ma żadnych uczuć na stałe. Czasowość nie jest wpisana tylko w nasze paszporty, ale i w 99% wszystkich randek. Moje z Haiderem skończyły się z bardzo błahego powodu. Pewnego dnia, a był to akurat dzień wolny od mojej nowej pracy, w której latałam jak stonka nad polem ubrań, przez 6 dni po 10h, żeby podciągnąć miesięczny target departamentu i załapać się na pierwszy od 10 miesięcy bonus, a więc pewnego dnia, gdy na wagę złota był dla mnie niezbędny relaks i luz, poczułam się jak zabawka, która z nowej jeszcze na świeżej gwarancji zamieniła się w starą i mało atrakcyjną… zabawa trwała krótko…

Utwierdziło mnie to w odkryciu pewnego syndromu. Polega on na tym, że facet bombarduje ciebie dobrymi uczynkami i planami na przyszłość w pierwszym miesiącu znajomości. Gdy zaczynasz orientować się, że to mrzonki, a limit miłych niespodzianek przypadających na Ciebie ma balans 0, bez możliwości debetowych, gdy dosięgasz zenitu swego rozczarowania zmianą biegunów nowej planety Wenus, na którą dałaś się nieść na rękach, pojawia się tekst, że on ciebie tylko sprawdza jak reagujesz w sytuacjach mniej przyjemnych… Potem na twardym, śliskim i dziecinnie zabawnym jabłuszku z górki na pazurki, z Wenus na Ziemię, z japońskiej restauracji do chińczyka z budki, z agencji mieszkaniowej, gdzie wybieraliście już niemal wspólne mieszkanie, do agencji pośrednictwa pracy, bo omal nie złożyłaś wypowiedzenia z pracy na rzecz wspólnie planowanej ciąży.

Jak rozkwasisz tyłek i wykrzyczysz pretensje, to na taką ewentualność też dostaniesz tekstem, że jesteś za młoda i sama nie wiesz czego chcesz, a ktoś chce czegoś zupełnie innego…

Z obawy przed takim właśnie scenariuszem, gdy tylko rozpoznałam syndrom zabawki, poprosiłam o zatrzymanie pojazdu (w tym wypadku jeszcze nie plastikowego jabłuszka, a białego Lexusa) na najbliższej stacji benzynowej, bez potrzeby transportu pod dom, po zmarnowanym, beznadziejnym, stresującym i jedynym dniu wolnym jaki mam w pracy od piątku do piątku.

Rafał, który w 15 sekund, zjawił się na tej stacji benzynowej po mnie, uderzył sensownie w sedno… koleś dostał to co chciał, więcej nie chciał, a jak ma gdzieś już teraz to czy jesteś obok uśmiechnięta czy obojętna, to lepiej dla Ciebie że nie zmarnował Ci roku z tych twoich jeszcze przed trzydziestką.

A może jestem nieobliczalnym wrzaskunem, paranoiczką jakąś rozbestwioną, rozpuszczoną starą panną wymagającą więcej uwagi i zaangażowania niż niemowlę, i powinnam być wdzięczna, że w ogóle jechałam z nim tym Lewusem? upsssssssssssss chciałam napisać oczywiście Lexusem…

a jeszcze bardziej terenowym Nissanem…

Kolega osobiście pojechał do Chin w interesach…  nie sądzę, żeby wrócił przeprosić, czy coś naprawiać… więc ci, co myśleli, że tym razem wyjdę za mąż, będą musieli jeszcze poczekać, bo zorientowałam się, że mi do małżeństwa wcale się tak bardzo jednak jeszcze z nikim nie śpieszy : ))) Widzisz Szymon, robię wszystko, żeby z kimś innym się związać i ułożyć sobie życie, bez „pomocy” Sekretu… ale coś mi ciągle nie wychodzi…

Ojciec Góra, kiedyś powiedział, że tylko Góral sobie ze mną da radę… oby nie miał racji… bo jak ja tu tego albo innego Górala sprowadzę?

error: Content is protected !!