Podróże

Bye Bye London

12 grudnia 2014

Dzień dobry z Londynu, a raczej do widzenia, bo wyjeżdżam z tego przytłaczającego miasta. Nie czułam się tu dobrze. Byłam na tyle głupia, żeby wyjść przed klub bez płaszcza w mróz i wracam do Polski z grypą. Pierwszą, od czasu gdy przestawiłam się na zdrowy tryb życia. Z pewnością śmieciowe jedzenie jakie mnie też podkusiło nie pomogło mojej odporności.  Jeszcze jedno potwierdzenie faktu, że po jedzeniu słodyczy i przetworzonych produktów mam mniej ochoty do życia. Gdyby siostra z ukochanym siostrzeńcem nie mieszkali w Londynie, nie przylatywałabym już tu wcale. 5 lat życia w Wielkiej Brytanii wystarczy. Ceny są wręcz kosmiczne. Patologii nie widziałam większej nigdzie na świecie. Brudne ulice, brudni ludzie. Laski w sandałkach, krótkich spodenkach i dzieci bez czapek, a czasem bez kurtek w mróz. Mieszkania pod wynajem ze współlokatorem grzybem. Jak ludzie mogą mieszkać w takich warunkach? W zeszłym roku zastanawialiśmy się z mężem nad kupnem mieszkania w Londynie i jakąś tu przyszłością. Był plan, że nasze dziecko się tu kiedyś urodzi, ale sorry, nic z tego. Wolę Polskę, Abu Dhabi, a nawet Kubę bardziej. W Londynie można żyć fajnie jak się jest multimilionerem, w obrębie ściśle określonych bogackich stref. Jak w zoo, do którego zaglądają turyści z plecakami, i złodzieje z łomami. Mam tyle przemyśleń z tej wycieczki. Spotkałam znajomych w tych samych marnych warunkach mieszkaniowych co 6 lat temu, z drugim dzieckiem w sypialni i dziesięcioma mieszkaniami pod wynajem w Polsce. Ja żeby się rozwijać i bogacić potrzebuję pięknej przestrzeni w około. Bieda i brud mnie przygnębiają i podcinają skrzydła. Im takie warunki nie przeszkadzają, bo mogą oszczędzić więcej i zainwestować w Polsce na przyszłość. Teraz żyjemy w okropnym mieszkaniu, żeby potem, kiedyś żyć jak króle. A co jak kiedyś nie będzie i dane nam będzie jedynie to marne dzisiaj, bez wakacji, czystej łazienki, schludnej kuchni? Dla mnie zdrowy tryb życia oznacza również wyzbycie się fałszu, agresji, złości, kłamania. Niestety w Londynie kłamałam na prośbę. Koleżanka z mężem od 6 lat bawią się w kotka i myszkę; zdradza – nie zdradza; raz on raz ona. Każdy na około wie jak jest, oni też, ale ciągle potrzebują udawać, kombinować i okłamywać wciągając w to innych. Kiedyś mnie to tak nie bolało. Teraz gdy staram się żyć bardzo organic, rozwala mnie to na łopatki. Burzy harmonię, spokój. Odbiera radość. Jak można tak robić? Tak się obciążać, udawać, manipulować, wykorzystywać? Sama grzeszę, nie jestem święta. Ale teraz jakoś bardziej mnie to dotyka, rani, osłabia. Lepiej mi w czystości, bieli. Ludzie naokoło mnie są bardzo nieszczęśliwi, pogubieni, niespełnieni. A ja chcę krzyczeć Boga wam trzeba! Co mam innego im mówić? Nie umiem do tego przekonać nikogo, bo ja po prostu to wiem. Sama widzę, że im więcej Boga w moim życiu tym lepiej to życie się toczy, a im mniej tym więcej problemów, szajsu, szamba. On na prawdę mi pomógł nie raz, jak tylko prosiłam, przyznając się do niemocy. Bo On po to jest, żeby się nami opiekować i prowadzić przez wspaniałe życie, ale trzeba w tym życiu używać głowy. Znajoma nie używa i znów miała wypadek. Tak bardzo tęskniła do byłego faceta drania, że jej podświadomość spowodowała wypadek samochodowy, żeby mogła do niego zadzwonić, biedna, połamana. Będziesz dla mnie w końcu dobry, bo „umieram” już prawie. Niesamowite, że nasza podświadomość zrobi na prawdę wszystko, by dać nam to, czego „najbardziej potrzebujemy”. W tym wypadku opieki i miłości kogokolwiek, nawet za cenę własnego zdrowia, czy życia. Wymienić głowy nikomu nie mogę. Zmęczyły mnie bardzo te odwiedziny. Na pewno były potrzebne siostrzeńcowi, który stara się funkcjonować najlepiej jak umie między głupim ojcem a nerwową matką. I mi były też jednak potrzebne, żeby zobaczyć w jak innym momencie życia już jestem.

Brak komentarzy

Zostaw odpowiedź

error: Content is protected !!