Sport

Małysz i bułka z masłem

15 stycznia 2015

Uwielbiam zapach tartanu na stadionie, lekko rozmiękczonego słońcem. Przypominają mi się wszystkie letnie zawody, w których startowałam od czerwca do września. Rozgrzewki, podczas których rozciągałam każdy mięsień, a plecy przylegały do pomarańczowej nawierzchni bieżni. Wtedy całym sercem wierzyłam w swoich trenerów, kadrę i slogan, że sport to zdrowie. Zawsze sądziłam, że nie odniosłam światowego sukcesu, bo trenowałam niewystarczająco ciężko. Po latach doszły inne aspekty, z których dopiero niedawno zaczęłam zdawać sobie sprawę. Napiszę o tym ponieważ tak niewiele się zmieniło i nadal w Polsce pokutują te same praktyki. Pierwsze oprzytomnienie przyszło na stadionie w Londynie, na treningu u olimpijczyka Grega Richardsa, do którego trafiłam w wieku 24 lat. O 10 za późno. U niego rozgrzewka wyglądała tak, jak nieraz mój cały trening w Warszawie. Rok zajęło mu uczenie mnie podstawowego ruchu mojego ciała od nowa, eliminując mozolnie błędy, wyuczone latami pod okiem polskich „specjalistów” od lekkiej atletyki. Zażenowana patrzyłam na młodziczki poruszające się na płotkach, czy na rozbiegu do rzutu oszczepem zupełnie inaczej niż ja. Lepiej, zgrabniej, efektywniej. Przecież ja też kiedyś zaczynałam tę przygodę zupełnie zielona, ale nie sama. Byli w Polsce obok mnie trenerzy, którzy albo nie wiedzieli czego mają mnie nauczyć, albo nie chcieli się wysilić, żeby nauczyć mnie tego dobrze. Bo ja bardzo chciałam nauczyć się tego wszystkiego. W Londynie okazało się, że naukę trzeba zaczynać od początku. Trochę to trudne w wieku 24 lat i pewnie gdybym tak bardzo chciała, jak wtedy kiedy miałam lat 13, to bym się nauczyła i osiągnęła lepsze mistrzostwo, ale mi się już wtedy chyba tak bardzo jednak nie chciało. Po latach przyszło kolejne oprzytomnienie. Może już wtedy miałam uszkodzoną tarczycę i brakowało mi hormonów, które są jak drążek pomagający akrobacie w zachowaniu balansu na linie. Niedobór lub czegoś za dużo i spadasz w przepaść…anemii, depresji, przemęczenia, rozregulowania, spowolnienia. Ale czy ktoś kiedykolwiek zbadał mi tarczycę w przychodni sportu? Nieeeee. Dopiero, przyjmując Letrox w wieku 32 lat, widzę jak normalnie powinien funkcjonować mój organizm. Odkrywam każdy zbalansowany dzień, jakby ktoś dosłownie odwiązał mi z pasa oponę, z którą biegaliśmy na obozach w Szklarskiej. Mam energię, mam siłę, mam spokój, mam optymizm, który po prostu jest, a nie musi być wywoływany Ptasim Mleczkiem, czy seksem. Przed Letroxem czułam się inaczej. Wszystko było cięższe o ciężar tej opony. Eureka, tylko że Letrox nie pomoże mi już zdobyć choćby Mistrza Polski. Wróćmy na chwilę do tych obozów w Szklarskiej, czy u Mamińskiego w Międzyzdrojach. Wszystkie zgrupowania miały wspólny mianownik. Niezdrowe żarcie. To co lądowało na stołach w stołówce nie było pożywieniem dla młodych, utalentowanych sportowców, bo jeździłam tam z kadrą wyselekcjonowanych dzieciaków. Chleb z margaryną i marmoladą. Żeby chociaż masło od krowy i powidła od babci… Ziemniaki z sosem i mięso. Kompot posłodzony białym cukrem. Jednym słowem – polski standard. Nikt nigdy nie wytłumaczył mi co powinnam jeść i jakie suplementy przyjmować. Kazali unikać pustych kalorii. Puste słowa. Teraz wiem, że nie tylko o kalorie tu chodzi. Widzę różnicę w moim życiu od kiedy nawróciłam się na zdrowe produkty, od kiedy specjalista ułożył mi dietę dla mojego organizmu i potrzeb. Po części tłumaczy to, dlaczego polska lekka wypada na świecie tak słabo. Nie można zrobić z dziecka mistrza nie dbając o jego organy wewnętrzne, nie dostarczając zdrowego, zbalansowanego pożywienia i wspierających suplementów, oddając go pod opiekę pseudo-trenerom, z mniejszą wiedzą niż moja. Kto weryfikuje pracę tych ludzi? Kto rozlicza z talentów, które zniszczyli lub zmarnowali? Rezultaty ich pracy powinno się oceniać na zawodach po wynikach ich podopiecznych. I omijać szerokim łukiem tych, którzy nie mają na koncie mistrzów, bo mądry trener to 50% naszego sukcesu. Wybierając sport dla swojego dziecka, klub sportowy, trenerów zadbajcie o to, żeby było pod prawdziwą opieką, żeby miało szansę się rozwinąć i nie marnowało ostatnich lat sportowej kariery na oduczaniu się złych nawyków, a resztę życia na leczeniu rozwalonego organizmu. Sukces w sporcie to nie tylko talent. To również zdrowe odżywianie, balans gospodarki hormonalnej (którego nikt sportowcom nie bada), wykluczenie składników chemicznych, toksyn, równowaga całego organizmu. Z takim zapleczem o wiele łatwiej pójść na trening i dać z siebie wszystko co mamy. Przydałoby się sprawdzić czy Małysz jedzący bułkę z bananem przestał być już wyznacznikiem sportowych trendów żywieniowych w Polsce. I niech nikt się nie łudzi. Sport to zdrowie jedynie w małych, zbalansowanych dawkach jak taniec, joga, miejski rower, spacer. Nie potrzeba naszemu organizmowi godzin wyciskania ciężarów, kilometrów wybiegiwanych na trasie, przygotowań do triatlonów. Taki intensywny wysiłek to ogromny stresor dla naszego organizmu, który ponad wszystko ceni stan balansu i harmonii. Zawodowi sportowcy nie potrafią cieszyć się ruchem, bez mierzenia, ciśnięcia, podkręcania. Wszystko robią na czas, lepiej, szybciej. Pamiętam jak pierwszy raz w Dubaju poszłam ze znajomymi pobiegać na plaży. Wołali za mną „zwolnij, nie jesteśmy na zawodach”. Nie potrafiłam zwolnić. 3 lata, po zakończeniu kariery sportowej, zajęło mi nauczenie się i cieszenie z lekkiego truchtu, bez stopera na ręce. Przez 13 lat ćwiczyłam, żeby być lepsza, szybsza, skoczniejsza, silniejsza, osłabiając tak naprawdę swój organizm, który codziennie myślał, że szykujemy się na jakąś wojnę, czyli warunki ekstremalne, ciężkie, zupełnie wyjątkowe dla normalnego człowieka. Absolutnie tego nie żałuję, bo sport wyczynowy pomógł mi dojść tu gdzie jestem i stać się tym kim teraz jestem. Był i jest wspaniałą przygodą. Szkoda tylko, że nikt nie nauczył mnie zasad zdrowego życia, które na pewno bardziej chroniłyby mój organizm przed destrukcją i pomogłyby mi osiągnąć trochę więcej.

1 komentarz

  • Odpowiedz ~ala 15 stycznia 2015 at 11:09

    Pięknie Pani pisze.I chyba trochę Pani tęskni za domem rodzinnym,za Żaganiem.Pozdrawiam i życzę uśmiechu na co dzień i spełniania marzeń.Jest Pani cudowną,mądrą,pełną temperamentu kobietą.pozdrawiam serdecznie 🙂

  • Zostaw odpowiedź

    error: Content is protected !!