Z ABU DHABI
Nie obawiajcie się tu zamieszkać. Jak tylko jest taka okazja, na pewno warto. Słońce, dobre zarobki, bezpieczeństwo, wygoda życia i tylko 6h lotu do Polski, to podstawowe aspekty. Do tego jesteśmy jeszcze my, inni Polacy. Mamy swoje grupy, strony www, i facebooka:
https://www.facebook.com/groups/polacywabuzabi/?fref=ts
Jest nawet raz w miesiącu Msza w Kościele st. Joseph po polsku. Spotykamy się ze sobą jak mamy ochotę. Wymieniamy doświadczeniami. Pomagamy sobie. Naprawdę można tu poznać innych fajnych Polaków. Są mamy Polki, dzieci idące do szkoły i bobasy, wegetarianie, eko, paleo i AIP, imprezowicze, sportowcy, wyczynowcy, mieszane małżeństwa, patrioci i niepatrioci, pijący i abstynenci. Każdy znajdzie nowych przyjaciół, jak będzie mu się chciało ruszyć i coś w tym temacie zrobić. Ja, po dwóch latach social suchoty, postanowiłam rozpocząć nowy rok nowymi znajomościami i tak z jednego śniadania na mieście, które ogłosiłam na FB zawiązała się grupa super dziewczyn razem ćwiczących, chodzących do kościoła i na plotki.
BLOG
Dziś chciałam jakoś udekorować swojego bloga, bo wszyscy mówią, że taka konkurencja w necie teraz i że trzeba obrazki ciekawe i koniecznie krótko pisać i komentarze mieć… STOP ! Weszłam na „konkurencję”. Ależ tam kolorowo, głośno i busy. Gdzie tam ja czarno-biała, goła do takich blogów z pierwszych stron… googla. Dotarło w 30 sekund. Ja nie piszę, żeby brać udział w kolejnym wyścigu, chociaż już, już prawie stawałam na linii startu. Ja nie piszę, żeby być nr. 1 w jakiejś tam kategorii…. nawet kategorii swojego bloga do teraz określić nie umiem. Nie czuję potrzeby dekorowania treści. Czasem odzywa się dysleksja i robię spektakularne błędy, za które przepraszam tych, dla których ortografia polska jest najwyższą formą świętości. Do tego ostatnio coraz częściej jakoś zdarza mi się przestawiać w słowach literki. Nie umiem ustawić w komputerze, z arabską klawiaturą, automatycznego sprawdzania pisowni w j. polskim. Próbowałam… Z chęci dowiedzenia się prawdy o swojej dwójce z pisemnej matury z polskiego odwiedziłam po 16 latach LO. Chciałam przeczytać swoją pracę i sprawdzić, czy chodziło o błędy, których dyslektykom mieli nie brać pod uwagę, czy jednak o kontrowersyjną treść. Czasem spędzało mi to sen z powiek. Niestety, nigdy się już tego nie dowiem, bo naszych matur już nie ma w archiwach. Spóźniłam się 12 lat… Na szczęście pomimo dwójki nadal uwielbiam pisać, czasem zwyczajnie, czasem kontrowersyjnie. Oderwałam się od Polski i znajomych. Bloga zaczęłam pisać w Dubaju, żeby nie musieć pisać długich maili każdemu z osobna na temat mojej nowej rzeczywistości. W lipcu 2010 roku dałam sobie taki prezent urodzinowy. Jeden z najlepszych. Fajnie mieć takie archiwum siebie z minionych lat. Och jakie te wpisy były inne… Ktoś chce sobie przypomnieć mój pierwszy wpis?
http://emigrantka.com.pl/urodziny/
Ale zrobiło mi się teraz sentymentalnie…
Spróbowałam zebrać to wszystko w całość, bo ktoś mówił, że można by to wydrukować. Żmudnie wklejałam do Worda wpis po wpisie. Potem zaczęłam je czytać i nie mogłam przebrnąć przez te początki w Dubaju. Nie wszystko co napisałam, nie wszystko co wtedy przeżyłam mi się podoba. Okazało się, że jakieś wspomnienia z przeszłości nadal poruszają dziwne struny moich uczuć. Nie chcę do tego wszystkiego, co było kiedyś, już wracać. Jestem na zupełnie nowym etapie życia, w którym towarzyszy mi wspaniały człowiek. Jestem już gdzie indziej duchowo i cieleśnie. Nie chcę odgrzewać tamtych kotletów. Piszę dość emocjonalnie, więc czytaniu na nowo towarzyszyłyby stare emocje. Po co mi to. Strata czasu. Naprawdę w tym momencie tak uważam. Może dlatego, że bardzo długo żyłam przeszłością, tą dobrą i tą bardzo złą, aż w końcu zrozumiałam i nauczyłam się, że nie o to w życiu chodzi. Mam plany dotyczące przyszłości i chcę w nowym roku po prostu żyć nowym rokiem, więc moim rzeszom wiernych czytelników i fanów musi wystarczyć jedynie ten blog. Żartuję 🙂 Nie mam żadnych fanów. Ale to nieważne, bo jak już pisałam powyżej, nie po to wcale piszę. Zobaczyłam na FB kilka dni temu rewelacyjne video z przesłaniem, żeby nie marnować życia na robienie czegoś, czego się nie lubi. Tylko poświęcić się absolutnie temu co się uwielbia. Wierzę, że każdy jest na coś odgórnie zaprogramowany. Trzeba to tylko w sobie odnaleźć. Potrzebna do tego odwaga, wiara i czystość umysłu oraz ciała, bo w szumie medialnych śmieci i śmieciowego jedzenia trudno szukać. Kasa przy tym zupełnie się nie liczy, bo robiąc to, co kochamy, osiągamy w tym w końcu mistrzostwo, za którym naturalnie podąża zysk. Szkoda, że co innego nam mówią w szkole. Idź na stomatologię, chirurgię plastyczną, etc. Zarobisz dużo kasy. Ale sedno w tym, że nie o kasę w życiu chodzi. Ok, wystarczy. Więcej można poczytać sobie o tym w stu książkach Pawlikowskiej. Ona wyczerpująco wszystko objaśnia, lepiej niż ja.
Czyściłam komputer i wpadłam sobie w oko siedem lat temu. Zatęskniłam za tamtym ciałem. Włączyło mi się myślenie: czy to jest już pora na botox? Może fraxel trzeba by chociaż powtórzyć? I zdecydowanie lepiej się czuję szczuplejsza. Wedy pewnie też miałam tonę kompleksów i milion problemów. Ciekawe, czy cieszyłam się tamtym ciałem? Pisałam pamiętniki. Musiałabym się przez nie przekopać. Może znalazłabym w nich odpowiedź. Opieprzyłabym siebie porządnie gdyby okazało się, że nie uśmiechałam się wtedy do siebie w lustrze z zadowoleniem. Botoxu chyba jednak nigdy sobie nie zrobię. Nie potępiam, jeśli wygląda naturalnie, ale generalnie unikam chemii, no i ten proces nakłuwania… brrrryyy. O pomaganiu naturze fajnie i otwarcie pisze i opowiada Agata Młynarska. Na razie pomyślę co zrobić z tymi zbędnymi kilogramami, bo po pierwszej utracie masy na paleo w zeszłym roku nie pozostało już śladu tylko i wyłącznie przez moją niekonsekwencję. Lżejszym ludziom lżej w życiu po prostu fizycznie. Mi siadają kolana, no i mam dwie szafy. W jednej rzeczy na + kg, w drugiej na – kg. Większy wybór wisi w tej pierwszej. Nawet seksu chce mi się częściej jak ważę mniej. Też tak macie? Tylko chudnąc, droga w dół jest o wiele trudniejsza, niż droga w górę. Na innych drogach najczęściej obowiązuje odwrotność. Wspinasz się mozolnie, a potem z górki to już spacerek. Ale pewnie są i tacy co chcieliby przytyć a nie mogą. Zdecydowanie jednak żadnych diet. Muszę przypilnować jedynie bardziej paleo, bo paleo to styl życia, nie dieta. Żadnego walczenia z kilogramami, bo walka to stres i złe emocje. Żadnego doła bo jestem taka gruba i nieatrakcyjna. Po prostu odwiedziła mnie piękna dziewczyna, olśniła, przypomniała, że JA TEŻ MOGĘ TAK WYGLĄDAĆ i zmotywowała znów do większej świadomości. Czasem jest to przyjaciółka, czasem książka, albo jakaś celebrytka fitness. Nieważne kto lub co, ważne, żebyście dawali się zainspirować. Dziś zainspirowałam sama siebie. Tak też można jak ma się gdzieś schowane super wspomnienia, albo super fotki. 😉
Brak komentarzy