Podróże

Paryż-NY-Miami

30 lipca 2013

Siedzę na lotnisku i obserwuję ludzi. Każdy jest inny. Każdy ma swoją historię i dokądś zmierza. A z drugiej strony każdy należy do tego samego gatunku. Ja jednak widzę przede wszystkim różnice. Różny kolor skóry, różna budowa ciała, różny status ekonomiczny i poziom inteligencji. Uderzające jest jak niewielu ludzi się uśmiecha. Nie widzę wokół nikogo w promieniach szczęścia, radości, podniecenia. Jak bardzo przywykliśmy do wszelkich udogodnień i wynalazków, a niektóre nie mają nawet jeszcze 100 lat. Świat pędzi do przodu, a ludzie rodzą się i umierają. I dlaczego ktoś rodzi się w Afryce, a ktoś na baryłce ropy? Przegrany już na starcie. Ja urodziłam się w warunkach umiarkowanych. Ani złych, ani dobrych. Przeciętnych po prostu. Z szansami 50 na 50. I co tu narzekać. Nie muszę nosić chusty ani żadnej płachty. Nie muszę wychodzić za mąż w wieku 12 lat za 60-letniego przyjaciela mojego ojca. Nie muszę siedzieć w domu i rodzić dzieci. Mogę być astronautką, pilotką myśliwca. Mam prawo głosu. Mogę prowadzić auto, mogę na nie sama zarobić i je sobie sama kupić, a potem sprzedać i przeznaczyć pieniądze na cokolwiek, zgodnie z własną wolą.

Podróż szybko minęła. Nawet jeden przemiły niski pan zamienił się ze mną na miejsca, bo nie zmieściłam się w środku rzędu samolotu Air France. Negatywne strony posiadania nieprzeciętnie długich nóg. Przespałam lot i pobudziło mnie dopiero 59 euro na liczniku taksówki, która zaparkowała przed moim hotelem. Przestępstwo normalnie, taka cena za dojazd do miasta z tego lotniska i korek okropny w piątek rano, bo przecież Europa dopiero dziś po południu zaczyna weekend, ale miło zobaczyć znów Paryż budzący się do życia o 7.00 rano. Szczęściara ze mnie, bo udało mi się poznać to miasto dość dobrze i to prawie za darmo, głownie w podróżach służbowych. W tym roku już chyba po raz ostatni w życiu przyjechałam tu na targi, bo siedzę w paryskiej kawiarni na rogu Luwru i zastanawiam się co dalej. Wypowiedzenie z kariery w sprzedaży we wrześniu, ślub w październiku, grudzień w wyremontowanym domku Babci, a w styczniu przeprowadzka do Abu Dhabi. Po drodze jest nasza gra gang boom bang. I moje zobowiązanie, że się zaangażuję w rozwój tej inwestycji, ale nie mogę dłużej zagłuszać swojego powołania do renowacji i pisania. Jestem pisarką i renowatorką. I nigdy nie byłam bardziej pewna swoich pasji. Niestety zobowiązałam się do rozwoju gry i muszę temu podołać. To też może być droga do spełnienia marzeń zawodowych, bo żeby remontować trzeba mieć dużo funduszy. Gra więc jest buforem finansowym. Ach ten Paryż… Jaki wspaniały poranek. Nigdzie nie gonię, nic nie muszę. Mogę siedzieć w tej café i pisać do południa. A potem obejrzeć po raz kolejny impresjonistów w Luwrze. W tym roku przyleciała ze mną nowa buyerka zatrudniona w naszej firmie i to ona ma mieć ostatnie zdanie przy składaniu zamówień. Po 2 latach odstawili mnie na parking i tak sobie wegetuję tydzień po tygodniu, byle przetrwać do września. Cieszę się bardzo, że miałam możliwość jeszcze raz przyjechać na targi, tym bardziej, że w tym roku na Paryżu się nie kończy i w następnym tygodniu lecę do Nowego Yorku i Miami. Tak mogę zakończyć karierę w strojach kąpielowych. W Dubaju jest już piekielnie gorąco, a tu chmurki i sweterkowa temperatura. Można odsapnąć i otulić się szalem. Dobrze, że mogłam na chwilę się zatrzymać w tej knajpce. Ostatnio czułam coraz bardziej nasilającą się presję remontu, gry, pracy, organizacji ślubu…. Zgubiłam gdzieś całe pozytywne nastawienie i chyba byłam już na krawędzi depresji wynikającej z niemocy i poczucia utknięcia w niechcianej rzeczywistości. I po raz kolejny jak zwykle pomogła rozmowa z drugim człowiekiem. Wrócił dystans, uśmiech i chęci naprawienia sytuacji. Czasem za wiele od siebie i innych wymagam zamiast podchodzić do problemów z dystansem.

W Luwrze robię przerwę przed obrazem Renoir ”La Lecture”. Po prawej stronie zimowy pejzaż Moneta. Uwielbiam impresjonistów. Zdecydowałam się resztę dnia spędzić w muzeum Orsay, przed ulubionymi obrazami z tej szkoły malarstwa.

Po pierwszym muzealnym dniu w Paryżu reszta pobytu upłynęła mi na targach. Kolekcje strojów kąpielowych na następny sezon były obiecujące. Znalazłam też dwa nowe brandy idealnie pasujące do naszego portfolio. Nie będzie jednak mi dane sprawdzić jak się będą sprzedawać za rok, bo nie będzie mnie już w firmie. We Francji uderzyły mnie ceny. Za omlet z 3 jajek w zwykłej café na rogu wołają 15 euro. Szok. Ale nic nie przebije dzisiejszego poranka, bo kiedy wsiadłam do taksówki na lotnisko, zamówionej do hotelu dowiedziałam się, że już się należy 12 euro za dojazd do klienta. To była zwykła miejska taksówka. Jak ten kraj może funkcjonować? Arogancja na każdym kroku i niechęć do turystów. Kloszardzi, żebracy i absolutne minimum za mega kasę. Europa staje na głowie. Współczuję Europejczykom z klasy średniej, bo mam wrażenie, że nic nie mają od życia więcej niż to absolutne minimum. Martwię się o przyszłość, bo gdzie żyć jeśli wszędzie tak trudno? Bliski Wschód to tykająca bomba. Nie mogę słuchać wiadomości z Libanu, który znów stoi nad przepaścią konfliktu religijnego, a co dzieje się w Syrii, Egipcie, Turcji. Jak długo będziemy czuć się w Dubaju bezpiecznie? Tym razem Paryż nie zdołał mnie oczarować. Może z pięknymi miastami jest tak, jak z partnerem. Im lepiej się znacie i częściej widzicie to oczarowanie ustępuje miejscu nagiej prawdzie i brzydoty wychodzą na światło dzienne. Pewnie długo nie wrócę do Francji. Zobaczymy jak będzie w Stanach. Za godzinę ląduję w Nowym Yorku ukradzionym Indianom. Już to mi nie pasuje. I nigdy nie miałam ochoty tu przylecieć. Ale to część podróży służbowej, więc skorzystam z krótkich wakacji. Za tydzień w Miami będą również targi i szef wspaniałomyślnie zdecydował się żebym jechała. w samolocie obejrzałam ”Argo” Bena Afleck’a i szacunek dla niego, bo zrobił bardzo dobry film na mocnej historii. Takie historie pokazujące sens czyjejś pracy i istnienia w ogóle mocno mnie poruszają. Skazać ludzi na śmierć lub zaryzykować wszystko i im pomóc, pomagać, tworzyć coś co jest dobre i potrzebne, a nie materialistyczne i konsumpcyjne. Niektórzy ludzie wstają rano i mają misję, a niektórzy wstają i mają dylemat jak klapki będą się sprzedawać w tym sezonie, lub co zjeść na śniadanie i czy w ogóle jest sens wstawać. Rutyna, rutyna, rutyna. Największy morderca sensownego życia. To przez nią tak trudno coś zmienić. Wsiąkamy w nią i przesiąkamy nią. Ale ile razy już o tym pisałam. Wiem, że kolejny raz mam szansę coś zmienić. Czasem myślę, że coś nawet tyciego, jakaś maleńka akcja społeczna wyzwoli mnie z poczucia marnotrawienia swojego życia i potencjału. Nie chcę swojego życia spędzić tylko na zarabianiu i wydawaniu. Teraz tak to mniej więcej wygląda. Nic nie daję innym, a w każdym miejscu niezależnie od lokalizacji można robić coś pożytecznego. Np. jedno popołudnie w tygodniu poświęcić na pomaganie.

Jutro wylatuję z Nowego Yorku pełna wrażeń. Pozytywnych wrażeń. W porównaniu z Paryżem i Londynem to miasto jest obecnie nr 1 w moim sercu. Jest dobrze zorganizowane, bardzo różnorodne i przyjazne. Bardzo przyjazne. Na każdym kroku jak pytają o drogę każdy się zatrzyma i pomoże. Nie widać tylko dzieci w wózkach, więc pewnie Manhattan nie jest dobrym miejscem na dzieci. Zatrzymałam się w Greenwich village, w artystycznej części miasta, która mi się bardzo spodobała. Najbardziej stary wiadukt kolejowy zamieniony w ścieżkę do biegania i spacerowania wśród zieleni, powyżej poziomu miasta. Codziennie bym sobie tam biegała. Generalnie te 4 dni były mi potrzebne do nabrania świeżości w patrzeniu na swoje życie. Fakt jest taki, że tęsknię za Eliasem, za Żaganiem i psem, którego nie mam i za dzieckiem którego nie mam. Generalnie to ciągle chodzi o sens w życiu, którego szukam. Aha, zapomniałabym o modzie. Uwielbiam modę Nowego Yorku. Rozumiem już co znaczy uliczny szyk i ten z NY bardzo mi się podoba.

Jak szybko ta podróż minęła. 3 tygodnie, w trzech innych miastach. Paryż, New York, Maimi. Dobrze wracać do Dubaju, do domu. wszędzie dobrze, ale w Dubaju najlepiej. Przede mną 13 godzin w powietrzu. Najdłuższy lot w życiu. Dużo przemyśleń i postanowień. Pora przestać terroryzować rodzinę i zatroszczyć się o Mamę. Chcę żeby czuła się dobrze. Muszę rozłożyć remont na raty, bo przerósł moje możliwości. Ale nie szkodzi. Kiedyś go skończę na pewno.

Brak komentarzy

Zostaw odpowiedź

error: Content is protected !!