Miłość

Szczęście jest dane każdemu…

29 października 2010

Szczęście jest dane każdemu, ale trzeba mieć odwagę po nie sięgnąć…

Widok za oknem jest obłędny… Mogłoby być większe i widok obszerniejszy, ale nie można być zachłannym. Ten widok to moje spełnione marzenie, bo leżąc na łóżku, z głową w poduszce codziennie mogę oglądać wschody i zachody słońca nad otwartym morzem. Choć z zachodami jest mi o wiele łatwiej, bo nie potrafię wstawać o świcie. Lepiej mogłoby być tylko na werandzie nadmorskiego domku, w skandynawskim stylu, z drewnianym płotkiem niedbale pozbijanym z patyków powyrzucanych przez fale, z zejściem ze skarpy prosto na plażę…

Ale wtedy to i pies musiałby zbiegać z tej skarpy i jakiś mężczyzna w stolarni przy domu heblować łódkę. Na dzieci przyjdzie pora. Albo nie przyjdzie. Nie wiem jeszcze. Na razie lubię sama decydować o własnym czasie i obowiązkach i nie wyobrażam sobie być zmuszona do rezygnacji z tej swobody życia przez nikogo. Nawet, jeśli miałby to być najśliczniejszy i najgrzeczniejszy bobas na świecie. Wciąż bardziej niż wózek pociąga mnie własna niezależność. Zdecydowanie natomiast moim kolejnym marzeniem, leżąc w łóżku z głową w tej poduszce, jest dzielić niezależność z czyjąś inną niezależnością i tę poduszkę… choćby jedną… nazwać niebawem wspólną.

Graj dla mnie jeszcze… Za taką muzyką tęskniłam lata… Każdy twój dźwięk słodkie w mym sercu wywołuje dreszcze – graj dla mnie jeszcze… graj dla mnie jeszcze… Ludzie nas nie słyszą, dźwięki twe dziwnie poją i kołyszą, jak kwiatem, każdym dźwiękiem twym się pieszczę graj dla mnie jeszcze…

Zrobiłam kilka dni przerwy. Wracam do pisania z nową melodią…

Usiadłam na plaży, krótko po zachodzie słońca. Rozmawiałam z Szymonem.

Powiedziałabym mu, żeby się nie bał listopadowych urodzin, i żeby po prostu zadzwonił z życzeniami, jeśli nadal tak czuje, żeby się nie obwiniał i przestał gdybać, co by było gdyby, bo już niedługo zaprzyjaźnią się oboje z nowym przeznaczeniem…

Że bardzo zmężniał i nabrał nowej pewności siebie, dojrzalszej, spokojniejszej, przywykłej już do kamer i nużących kalejdoskopów pytań przedstawiających wciąż te same o nim obrazy…

Że zobaczyłam jak spłoszony jeleń, który wyskoczył z lasu na drogę przemienił się w medialnego lwa z dżungli tabloidów.

Gdyby był obok…

Nie umiem grać ani na pianinie, ani na skrzypcach ani nawet na grzebieniu, ale umiem stukać w klawiaturę komputera w rytm wewnętrznej melodii.

To tak jak terapia na tłumione emocje, niewypowiedziane nigdy głośno słowa, ze wstydu przed ośmieszeniem. Szepty krzyczące do Ciebie w duszy…

Gdy umieszczam je na ekranie, nie zatrzymuję ich w sobie. Pozwalam im się unieść, opuścić mój umysł i dosięgnąć Chińskiego Muru…

Już jestem z powrotem. Edyta z małą Jade wyjechały z Dubaju bez wiz na dalszy pobyt w Emiratach. Mieszkanie wynajęłam komuś innemu. Jade zostawiła swojego Reksia, letnie sukienki i buciki, bo tam gdzie pojechała od nowa budować życie z Mamą jest teraz chłodno, a ona wyrośnie na wiosnę i z bucików i z sukienek i ze wspomnień o konefce na plaży, cioci Meli, wujku Baśtamie i Słoniu… Piękna, charakterna dziewczynka z mądrą, odważną Mamą. Mimo, że pojawiły się w moim dubajskim życiu tylko na chwilę, mam nadzieję, że zostaną na zawsze. Wraz z nimi pojawił się ułamek stęsknionej polskości…

  • ~Mama Jade 5 listopada 2010 at 09:57

    Ciociu Melu :)u nas choć chłodno ale wesoło 🙂 zresztą chyba my musimy nasze trudne życie codzienne rozweselac sobie właśnie codziennym uśmiechem na naszej buzi.Ale jak widze, Ty tez po rozmowie? z Szymonem na pewno masz powody do wesołości, czy tak?Ja spotkałam się z Pawłem (!) strasznie byłam podekscytowana przed tym spotkaniem on zresztą chyba też, bo jak tylko się dowiedział (to o dziwo) znalazł czas jeszcze tego samego wieczora i przypędził pod mój dom na spotkanie. Przegadaliśmy cały wieczór, opowieści bylo co nie miara. A on zasnął zmęczony z usmiechem na ustach po trudzie całego dnia, bo wiedział że choć przez chwilę jestem tuż obok…Ciociu Melu a o konetce wiedzą wszyscy! Wieczorem kiedy kładziemy się spać opowiadam Jade o naszych planach. Codziennie pytam ją o wujka Baśtiana i ciocię Melę. PAMIĘTA WSZYSTKO!Kiedy na plaży robiłyście razem po-ko-ko, lała wode konetką, woła codziennie „O my Good” albo „Nice”.Bo w tym już głowa mamy, żeby nie zapomniała! Ja nie pozwolę zapomnieć cioci Meli :)DZIĘKUJEMY i do zobaczenia 😉

    • nell 6 listopada 2010 at 18:08

      no a gdzie SŁOŃ się podział ? ha ha ha ha haUwielbiam Was obie !!!! WRACAJCIE

    error: Content is protected !!